Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2016

jak nie sera, to kapusty

Kilka zabawnych wypowiedzi Misi:) Wczoraj rano doprawdy nie szło jej obudzić. Kiedy otworzyła wreszcie oczy, popatrzyła na mnie z wyrzutem, przeciągnęła się, po czym zawinęła ponownie w kołdrę i spod niej słyszę: "mamooo, jestem tooooootalnie zmęczona":) Zaś wieczorem stajemy w progu jej pokoju, który wygląda jak obraz, namalowany przez Pablo Picasso i mówię: "no to Misio mamy przed sobą niezłe wyzwanie", a ona: "ej, mamo! ale wyzywanie kogoś to bardzo nieładnie":) A dziś w drodze do przedszkola Mi zaczyna wymieniać czego nie lubi tam jeść: "nie lubię kapusty, kanapek z kapustą, drożdżówek z tuńczykiem i ryb. A i gotowanych rzeczy nie lubię":) ??? wtf? czym oni ich tam karmią? :)

lepsze jutro było wczoraj

Każdego dnia ciężko pracujemy na przyszłość naszych dzieci. Bo kochamy je całym sercem. Prawdziwie. Naszym wielkim marzeniem jest ich przyszły dobrobyt i dobrostan. Z myślą o tym szukamy najlepszych rozwiązań.  Pilnujemy codziennie, żeby dziecko odżywiało się prawidłowo, dobrze spało, było zdrowe i zadbane. Dużo wiemy o etapach rozwoju, psychologii. Ważne dla nas jest, żeby maluch miał czas na edukacyjne obowiązki, ale też twórczą zabawę. Dbamy o naukę języków, rozwój fizyczny, wspieramy talenty. Wybieramy świadomie placówki oświatowe. Pokazujemy świat i rozbudzamy ciekawość nim.  Wreszcie budujemy zaplecze finansowe i lokalowe. No i pewnie, no i dobrze. Chcemy dbać o te nasze dzieciaki. Plecaki, z którymi ruszą w dorosłość, z całej naszej dobrej woli staramy się zapakować po brzegi. Jednak... Powiedzmy sobie szczerze - harujemy, bo to wszystko nie jest za darmo.  Masę czasu i energii pochłania naszym rodzinom ta pogoń za dobrą przyszłością. Logistyka, administracja i zarządz

ona czyli ja

Kupiłam ostatnio takie karty z pomysłami na eksperymenty. Dziś po obiedzie, kiedy jedyne o czym marzyłam, to zanurkować pod kocem i zniknąć na chwil parę, Mi uporczywie dopominała się o zabawę i uwagę. No dobra - mówię - zróbmy jakieś doświadczenie (nic innego naprawdę mi się nieeeee chciało). I położyłam się na chwilę na kanapie. Mała przyniosła instrukcję, przeczytałyśmy i podekscytowana poleciała do kuchni szukać składników. W tym czasie Mąż położył się koło mnie i przytulił. Na to wchodzi Misia do pokoju i głosem kipiącym od oburzenia mówi: - eeeeejjjjj, co się do niej przywaliłeś???!!!! ona teraz będzie robić ze mną eksperymenty! a potem ona czyli ja i ona czyli Miśka zrobiłyśmy eksperyment - zamieniłyśmy sok pomarańczowy w lody w 2 minuty bez użycia zamrażarki:) mega fun!

cukierki, cukierki, szeleszczą im papierki:)

Wczoraj z wieczora łażę po domu i cóż... szukam słodyczy (Męża nie ma, więc jakiś chociaż substytut węszę:). Nie magazynujemy raczej słodkości w szafkach, jak mamy napad idziemy do sklepu na dół - niestety w naszym bloku jest spożywczak czynny do 22:00,  co zdecydowanie działa na naszą niekorzyść. Zakupy odpadają (Misia śpi), Męża nie wyślę... już mam zemdleć (wiadomo spada cukier), ale nagle pam! - przecież kupiłam tego dnia małe opakowanie lentylków. Mi zjadła połowę zawartości kolorowej tubki, a to oznacza, że zostało jeszcze kilkanaście (!) sztuk!!!  Będzie tego! Podchodzę do szafki i myślę: "nie, nie mogę - przecież to ma być na jutro, nie powinnam jej tego zjeść, albo dobra spałaszuję i jakoś się wytłumaczę, przecież zrozumie,  nie, jednak nie - jestem dorosła, no kaman". Zamykam szafkę, otwieram, zamykam. Ta wojna myśli trwa już długo - jakieś 5 sekund. I nagle błysk - "przecież jutro mała idzie do przedszkola, odkupię jej wtedy, nawet się nie zorientuje! i będę

z ostaniej chwili - (niepełno)sprawni!

Obejrzałyśmy z Misią ten filmik: a potem taka rozmowa: - Minia o czym był ten filmik? - o chłopcu, który nie chciał pieska - a potem co było? - potem go pokochał - a czego nie miał ten piesek? - piłeczki - a ten chłopiec - pieska - a dlaczego ten chłopiec miał kule? - bo ma chyba chorą nóżkę ...... zdecydowanie z niebieskiej perspektywy! przypomniało mi to poniższą kampanię: kiedy nasze dzieci zaczynają widzieć różnicę? :)

1:0 dla miłości

Dziś taka sytuacja: Misia w domu, bo chora. Cały dzień swobody, co-mi-się-chce robienia, no wiadomo. Na efekty rozprężenia codzienności nie trzeba było długo czekać, bo jedynie do wieczora. Umowa była, że tak - dodatkowa bajka ok, ale potem idziesz prosto do łazienki. Poszła tam, a jakże, ale nie chciała wejść pod prysznic... Bo "prysznic jest głupi", "nie ma tam bąbelków", "nie wejdę", "głuuuupi prysznic", "nie", "NIE" "NIEEEE", "GŁUUPI prysznic" i tak po wielokroć. Te zawodzenia przeplatane były naszym: "Misia dalej, jestem głodny i zmęczony, chcę zjeść", "ja też jestem zmęczona i jak będziesz przeciągać, to skutek będzie taki, że nie starczy nam czasu na opowiadanie bajki, bo będzie zbyt późno", "wchodź pod ten prysznic", "Misio raz, raz - to będzie szybciutko i po sprawie", "Oj chyba było tu dziś za dużo swobody" (mąż mówi i z wyrzutem patrzy na mnie).