Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

2017 - rok (prawie) bez klawiatury

2017 to dla mnie rok szczególny. Nie był to czas wielkich kroków, potężnych zmian, narodzin czy odejść, zmieniających wszystko decyzji. Przynajmniej na zewnątrz. Bo wewnątrz robiłam generalne porządki. Więc tak naprawdę było mnóstwo małych kroków, czasem w rytmie: dwa do tyłu i jeden w przód. I małych zmian, maleńkich, czasem niezauważalnych. "Urodziły" się nowe pomysły, relacje, marzenia, rozwiązania. Pozwoliłam "odejść" temu, co nieuniknione, czego nie było sensu kurczowo trzymać i sama odeszłam, jeśli czułam, że to dla mnie właściwe.  A decyzje?  W pewnej sprawie podjęłam decyzję "nic nie zmieniam", która zmieniła wszystko :) Więc w sumie.... 2017 to dla mnie rok szczególny. Był to czas wielkich kroków, potężnych zmian, narodzin czy odejść, zmieniających wszystko decyzji. Układałam siebie samą jak puzzle już od długiego czasu, ale tak jak w tym roku nie napracowałam się jeszcze chyba nigdy. Nie było to łatwe. Trudne raczej. Cholernie trudne czasem. Mi

Święty Mikołaj XXI wieku

Większość dzieci nie wie, że św. Mikołaj już dawno był w ich domach. Wymęczony, blady, niewyspany, z setkami kilometrów za kółkiem. Nafaszerowany kawą i hotdogami ze stacji benzynowych. Jego sanie zapakowano po same brzegi, a renifery (przecież, że nie konie) mechaniczne robią, co mogą, by prezenty dotarły na czas. Zawsze, gdy go widzę, przyglądam się czy roznosi pod wskazane adresy rózgi, owinięte w papier pakowy. Nie zauważyłam. Równy gość. Kurier - św. Mikołaj XXI wieku. Ostatnio stałam się nawet elfem - pomocnikiem. Bo sąsiadów nie ma, czy można zostawić paczkę? Zgódź się raz:) Ale dzięki temu poznałam mieszkańców mojego piętra (sic!) Moje paczki już przyszły. W tym roku na to nie wpadłam, ale w przyszłym będę pamiętać, żeby uszykować torebkę z piernikami dla św. Mikołaja :)     Jaki prezent znalazłam w paczce dla siebie samej? O tym niebawem na fejsie! :)

Disneyem w płeć :)

Lubię bajki Disneya. No dobra - przyznam się - kocham bajki Disneya. Nie, te o księżniczkach nie bardzo. Ale te dzisiejsze, które tak pięknie potrafią mówić dzieciom o ich sile, o wartości odwagi, wierze we własne możliwości, o roli determinacji i wytrwałości w realizacji marzeń. Cenię je także dlatego, że mówią o tym dziewczynkom (coś mi się zdaje, że twórcy spod znaku Myszki Miki, próbują w ten sposób spłacić dług, za treści przekazane przez Kopciuszka i spółkę...*). Ten post nie będzie jednak manifestem feministycznym, bo ja siebie i Misię uczę, że człowiek, to najpierw... człowiek. Potem cała reszta. I jeśli chodzi o mnie koniec tematu. No ale świat w najróżniejszy sposób wysyła inne komunikaty. Czym Mi jest większa, tym wątków dystansujących (nie zaś pokazujących wartość, płynącą z naszej różnorodności) chłopców od dziewczynek pojawia się coraz więcej. Od problemu z różem i tiulowymi spódnicami (i całkiem poważnego wewnętrznego rozdarcia 5 - latki pt. "nosić czy nie...&quo

Wynieś śmieci!

Dziś o obowiązkach. I o tym, jak zniechęcić/zachęcić do nich dziecko:) Chcemy, żeby nasze dzieci były w przyszłości obowiązkowe, prawda? Dlatego od najmłodszych lat uczymy je systematycznych czynności i czynimy je za nie odpowiedzialnymi. W ten sposób brzdące, uczniaki i nastolatki włączają się w życie rodziny, stają się - we własnym i naszym odczuciu - aktywnymi uczestnikami życia rodzinnego. Mają poczucie sprawstwa, czują się ważne. Teoretycznie. Bo praktycznie jednym z pierwszych obowiązków domowych (poza sprzątaniem własnego pokoju) jaki zwykle dorośli przydzielają swemu potomstwu jest... wynoszenie śmieci... Tak się zastanawiam - co w ten sposób mówimy dziecku o obowiązkach? (i koniec końców o nim samym): - że obowiązek to coś niezbyt przyjemnego - że jedyne, co może dać z siebie rodzinie, to wynieść coś niepotrzebnego - że nie jest na tyle roztropne i kompetentne, by powierzyć mu zadania ważne i odpowiedzialne - że nadaje się jedynie do zadań mało ambitnych - pomyś

tortowa wisienka na wakacjach

Mam przestój piśmienniczy. Każdy dzień, w którym z przyczyn organizacyjnych - szeroko pojętych - nie mogę pisać jest dla mnie jak smaczny tort, któremu brakuje wisienki:) Ale tak czasem jest i już. Wyrażam na to zgodę ;) I dlatego pomyślałam sobie, że skoro wychodzi tak, że nie mogę teraz zająć się blogowaniem (mimo wielkiej chęci) - to popłynę z tym nurtem i zrobię sobie WAKACJE :) I to długie. Bo do września. Latem jest co robić, prawda :D? Przynajmniej nie będę myśleć codziennie o tej wisience. Chyba, że znajdę ją w drinku lub koktajlu, ewentualnie w placku drożdżowym:) A na fejsie będę odgrzewać czasem kotleciki, czasem też coś wartościowego lub zabawnego udostępnię! fanpage republiki (klik) Dużo słońca, życzę tym którzy rozkochani są w upałach oraz dużo deszczu, tym którzy lubią moknąć w lipcu do ostatniej niteczki, wdychając świeżość przemokniętej, soczystej zieleni (jak np. ja!). Pozostałym - optymalnych warunków gdziekolwiek będziecie! Dla każdego wiele miłego:) Pa

stanowczy ton, okrzyk i wołanie - czyli co zamiast krzyku?

Wychowanie bez krzyku i bicia zyskuje coraz większą popularność wśród rodziców. To cieszy:) Stosuję tą strategię od pięciu lat. Często po omacku, z porażkami, innym razem z sukcesami. Czym więcej upływa czasu, tym czuję się w temacie pewniej. Ale nie chodzi o to, że opanowałam go idealnie i teraz występuję w roli zadzierającego wysoko nos eksperta - to nie ja! :) Sama zaczynałam od podstaw. Pełna wątpliwości . Pierwszy był impuls serca: "nie chcę bić", a potem "nie chcę krzyczeć". I z uporem zaczęłam wypracowywać strategie reagowania w sytuacjach, w których zachowanie Misi wymagało korekty. A potem próbowałam, próbowałam i jeszcze raz próbowałam . I wciąż jestem w drodze!  Dziś chcę się z Tobą podzielić moim doświadczeniem w porozumiewaniu się z dzieckiem bez używania przemocy - fizycznej i słownej. Dla mnie ważnym jego elementem jest rezygnacja z krzyku, jako narzędzia komunikacji. Sytuacji, w których dziecko potrzebuje naszego autorytetu, skutecznej reak

sposób na kaszel, pożeraczka lodów i pół małpy

Trochę dialogów z Misią:) Wesoło mamy z nią ostatnio! 1. Nie dalej jak wczoraj, stoję w kuchni i sobie chrząkam cichutko, bo w gardle mnie drapie. Mi przychodzi po coś do lodówki, zatrzymuje się, patrzy na mnie i mówi, zupełnie MOIM tonem: - Odkaszlnij, ale tak porządnie, tak wiesz: eche, eche. No to ja, zgodnie z jej zaleceniem:  - Eche, eche!! - tak porządnie, jak tylko potrafię. - Dobrze! - mówi i idzie dalej we wcześniej obranym kierunku. Aż miałam ochotę jej powiedzieć: "Mamoooo, a zrobisz mi kanapkę?"... 2. Jadąc z Misią do cioci A., wstąpiłyśmy do sklepu i kupiłyśmy kubełek naszych ulubionych lodów czekoladowych. Miały być na deser. W między czasie moja młodzieży była na zbiórce harcerskiej. Wówczas my, z ciocią A. siadłyśmy do tych lodów... Odbieram Miśkę ze zbiórki. Idziemy sobie, opowiada mi co było. I nagle gwałtownie zmienia temat, łapie się pod bok i mówi: - I co? pewnie wyżarłyście z ciocią te lody!? ... Miałam nadzieję, że siostra dzieląc porcje pom

jak panować nad reakcjami, czyli Pan Loyd i inne sposoby

Znasz ten moment, kiedy czujesz, że za chwilę rozerwie Cię od środka? I mimo, że z całej siły nie chcesz nakrzyczeć na dziecko i tak poddajesz się, podnosisz głos, rusza lawina. Padają te wszystkie słowa... Słowa za które, przepraszasz, obiecujesz, że to ostatni raz, płaczesz potem drugiej połowie w rękaw, że beznadziejny z Ciebie rodzic. Albo gryziesz się z tym, tonąc w oceanie własnego poczucia winy. A przecież wkładasz w trudną sytuację całą wiedzę internetu, z książek, blogów. I całe serce. Używasz tych mądrych empatycznych, bezprzemocowych komunikatów. I co z tego, że często zamieniasz się w łagodną oazę spokoju, skoro bywasz też potężnym, siejącym postrach huraganem? ... którym nie chcesz być... Rozumiem to, bo ja też nie chcę. I myślę sobie, że: a) zróżnicowane warunki atmosferyczne w rodzinnie zdarzają się i będę zdarzać. To normalne! Nie myśl, że sytuacja, w której zamiast empatii pokazałaś/eś kły i pazury przekreśla wszelkie Twoje sukcesy w relacji z dzieckiem! Wart

pożegnanie Pani Zimy, powitanie Pani Wiosny :)

Oto zdjęcia dwóch rysunków autorstwa Misi. Wybrałam je spośród sterty prac, nie były tworzone na temat. Jestę zatem kuratorę tej oto wystawy :) Pierwszy będzie oficjalnie zamykał sezon zimowy ("Rodzina na łyżwach"), a drugi otwierał sezon wiosenny ("Kicia w neonowym kombinezonie z motylkiem i kwiatkiem"). I jeszcze bonusy zwiastujące bogate plony w ogrodach parapetowych i tych sensu stricte! Mamy tu lodowisko, jako miejsce rodzinnej rozrywki. Jest mama, prowodyrka całej imprezy, obowiązkowo w dwóch kitkach. Tata, któremu utrzymanie równowagi na łyżwach przychodzi z trudem, ale się chłopak stara! I dzieci - chociaż mamy jedno - jest tu siostra i brat ("ten, który się urodzi" - nie, nie jestem aktualnie w ciąży, ale Misia już wie!). Halo, halo! wcale nie mama tu przewodniczy tylko ... kot! Poświadcza to napis na tabeli wyników. Wszystkiemu przyświeca Gwiazda Betlejemska - byliśmy tam w sezonie świątecznym. Rysunek radosny, kolorowy, piękna ilu

żeby być piękną trzeba...

Myślę, że doskonale wiesz jakim słowem uzupełnić trzy kropki. A sumie to osiem by się ich przydało, bo z tylu liter składa się wyraz CIERPIEĆ . Miśka ma długie włosy. Aktualnie do łopatek. Poza długością ich cechą charakterystyczną jest kręcenie się. Gdy była młodsza były to kędziorki jak sprężynki, a od około pół roku są prawie proste, nieco pofalowane, gęste i.... koszmarnie się plączą... Naprawdę - jak Mi wstaje rano, to się zastanawiam: czy tak mocno spałam, że nie usłyszałam, jak moja córka (lat 5) wymyka się na koncert metalowy tańczyć pogo i kręcić młynki głową? i o której wróciła? Co jakiś czas prowadzę z Misią rozmowę o tym, że w długich włosach wygląda bardzo ładnie i lubię ją w takiej fryzurze. ALE jednocześnie nie chcę, żeby każdego ranka bolało ją czesanie i proponuję strzyżenie... Bo uwierz mi - próbowałam już chyba wszystkiego . Różne typy grzebieni, szczotek, mgiełek ułatwiających rozczesywanie (i niszczących włosy), olejków, czesania na mokro (zimą nie ma opcj

może się zdziwisz, ale nie musisz

Przez chwilkę wyobraź sobie, że słowo musieć nie istnieje. Że nie musisz. Być może pomyślisz tak: "Jak to nie muszę ? Bzdura jakaś! Przecież:  muszę chodzić do pracy,   muszę troszczyć się o dzieci,  muszę dbać o zdrowie, o! albo jeść muszę , to oczywiste." Może się zdziwisz, ale nie musisz:)   Stawiam mój komunijny zegarek, że w tej chwili bardzo w to wątpisz: "No jak? Jeść nie muszę? A kredyt kto spłaci? No, matką to już całkiem nie mogę nie być? Bez przesady!"  Przesadzać nie zamierzam;)! Ale do tematu podchodzę całkiem na serio (niemniej jak zwykle z pogodą ducha:)). Przyjmuję Twoje niedowierzanie, bo też je czułam. Na osobę, która mi powiedziała, że globalnie  nie muszę, popatrzyłam za pierwszym razem, jak na przybysza z innej planety, oderwanego całkiem od ziemskiej rzeczywistości:) Ale zaufałam jej, bo wizja życia bez zbędnej spiny, wydawała mi się atrakcyjna. I przesiąkłam nią do cna! Zatem dziś to ja zapraszam Ciebie do świata bez przymusu. 

poniedziałek z twórczością Misi - domek dla kotka

Powiem Wam szczerze, że poniższa praca mnie zaskoczyła, ba! powaliła po prostu. Misia dalej chętnie rysuje, ale coraz częściej zabiera się za projektowanie w przestrzeni. Ostatnio byliśmy razem w sklepie zoologicznym po karmę i przy okazji oglądaliśmy domki dla kotków. Niektóre wielopoziomowe, połączone z drapakami, zabawkami, z zakamarkami, w których może się ukryć mruczek. Wspaniałe! I drogie... Także zostawiliśmy ten zakup na następny miesiąc, albo jeszcze następny. Ale, ale ... moje dziecko się zainspirowało i nic nie powiedziawszy, postanowiło zrobić samodzielnie legowisko dla naszego pupila:) I naprawdę oniemiałam z wrażenia, kiedy Mi mnie zawołała, i pokazała jaki zrobiła domek dla kotka. Po świętach zalegało w naszym domu trochę kartonów (co wprawiało kota w stan euforii; był chyba w kocim niebie - zastanawiam się, czy ktoś zrobił badania i wytłumaczył dlaczego te zwierzęta uwielbiają włazić do wszelkich pudeł, pudełek, pudełeczek kartonowych?). Ponieważ całość została

jednak podzielę włos na czworo

Odbieram Misię z przedszkola i słyszę:  - Mamo, dziś Albert* ciągał mnie za włosy.  Zgadnijcie co w pierwszym odruchu chciałam jej odpowiedzieć? ... "to pewnie dlatego, że cię lubi" lub "o! to znaczy, że mu się bardzo podobasz" albo "jesteś taka ładna, że chłopcy będą cię jeszcze nieraz zaczepiać" ... znajomo brzmi prawda? I pewnie puściłabym do niej oczko... i poczułabym się dumna... i wciągnęłabym ją w szeregi kobiet, które pozwalają mężczyznom na zbyt wiele w imię tego, że są atrakcyjne. Ale nie powiedziałam tak i potem całą drogę do domu moje myśli krążyły wokół tematu. Zapytałam ją tylko czy bolało, a ponieważ potwierdziła, to usłyszała, że mi przykro. Stwierdziłam, że nie miał żadnego prawa zadawać jej bólu i ona nigdy nie musi się na to godzić. A w środku wkurzona zwyczajnie byłam. Bo co to ma być? No sorry ej, ale to jest przemoc:( Przesadzam? Czyżby? Być może pomyślisz, że przecież zawsze tak było i było dobrze. Że chłopcy cią

awans i złoty chomik

Ostatnio takie oto trzy zabawne sytuacje: 1. Ja (zamiatam, trzask - pękł kij od miotły): Ojeeeeej, Misio zobacz złamała mi się miotła, chyba nie będę mogła już dalej być służącą...  Misia: To niiiiic, możesz być smokiem - minęła sekunda - nie, nie smokiem! Możesz być królową! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ku memu wielkiemu zaskoczeniu - awans społeczny! :) niewtajemniczonych zapraszam do przeczytania poniższego tekstu: jak-w-bajce a Mąż: nie martw się, kupimy Ci lepszą, taką niełamiącą... (ironia, żart, sarkazm - przynajmniej mocno w to wierzę!:)) 2.  Sylwester, dawno po północy. Byliśmy "w gościach". W pokoju, w którym Miśka poszła spać zwykle mieszka również chomik, a ponieważ hałasował został razem z klatką wyniesiony do kuchni. Impreza się kończy, my też. Mąż po coś tam polazł do kuchni, wraca, trzyma butelkę trunku w ręce. Patrzy na nią niczym Hamlet na czaszkę i pyta: "Czy jeśli chomik mówi do mnie -