Przejdź do głównej zawartości

kim jestem i o czym piszę?

Witam Cię serdecznie w Republice Radości:) 

Cieszę się, że tu jesteś!

Co ja za jedna:)? Jestem mamą 6 - letniej córeczki, często zwracam się do niej Misia:) Jestem też pedagogiem. Na liście moich życiowych priorytetów dbanie o harmonijny rozwój dziecka zajmuje honorowe miejsce!

Ten blog jest o radości płynącej z budowania relacji opartych na empatii i miłości. O byciu uważnym rodzicem. O życiu bez przemocy. O człowieku dużym i małym. Na wesoło i na serio:)

Czasem piszę też o frustracji, zmęczeniu, bezsilności i o tym wszystkim, co mimo wysiłków nie wychodzi. O emocjach miłych i tych trudnych. O tym, że tych niełatwych doświadczeń potrzebujemy do zrównoważonego rozwoju. Zarówno rodzice, jak i dzieci. I o tym, że nie warto dążyć do perfekcji, ale do osiągalnego dla nas optimum:)

Sporo też tutaj radości, bo opisuję śmieszne sytuacje z naszego życia, zabawne dialogi, żarciki Misi i mojego Męża, bo lubię ich poczucie humoru:)W zasadzie ten blog ma swój początek w opisywaniu naszych zabawnych perypetii, gdy byliśmy świeżo upieczonymi rodzicami (A.D. 2012). Stąd też wzięła się jego nazwa: Republika Radości.

Byłabym nie fair, gdybym napisała, że wszelkie efekty w wychowaniu Misi płyną z moich starań. Oczywiście, że 50% należy do Męża - fantastyczny z niego tata! Mimo to, bloga piszę w swoim imieniu, dlatego wybrałam osobisty język w liczbie pojedynczej:)

Na blogu znajdziesz 4 główne podstrony, a na nich kolejne odnośniki do ponad 100 artykułów:
empatia w rodzinie
rodzic? obecny!
oto dziecko
skorzystaj z mojego wsparcia

I na koniec powiem Ci, że momenty zwrotne w moim w macierzyństwie wydarzyły się dzięki treściom znalezionym w sieci, bo ktoś coś polubił lub udostępnił, kiedy sama nie miałam czasu serfować. Czasem jedno zdanie, jakiś mem, artykuł zaważyło na moim podejściu do Misi. Dlatego bloguję, żeby też się dzielić. Wiedzą i doświadczeniem, refleksjami i emocjami, radościami i tym, co trudne. Wierzę, że są osoby do których moje teksty mają trafić, bo tak jest zapisane w gwiazdach ;) Może to jesteś właśnie Ty?

Życzę Ci udanej lektury, dużo radości i mam nadzieję, że to, co piszę zainspiruje Cię i wesprze w  rozwoju Twoim i Twojej rodziny.

Magda





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi