Przejdź do głównej zawartości

sposób na kaszel, pożeraczka lodów i pół małpy

Trochę dialogów z Misią:) Wesoło mamy z nią ostatnio!
1. Nie dalej jak wczoraj, stoję w kuchni i sobie chrząkam cichutko, bo w gardle mnie drapie. Mi przychodzi po coś do lodówki, zatrzymuje się, patrzy na mnie i mówi, zupełnie MOIM tonem:
- Odkaszlnij, ale tak porządnie, tak wiesz: eche, eche.
No to ja, zgodnie z jej zaleceniem:
 - Eche, eche!! - tak porządnie, jak tylko potrafię.
- Dobrze! - mówi i idzie dalej we wcześniej obranym kierunku.
Aż miałam ochotę jej powiedzieć: "Mamoooo, a zrobisz mi kanapkę?"...

2. Jadąc z Misią do cioci A., wstąpiłyśmy do sklepu i kupiłyśmy kubełek naszych ulubionych lodów czekoladowych. Miały być na deser. W między czasie moja młodzieży była na zbiórce harcerskiej. Wówczas my, z ciocią A. siadłyśmy do tych lodów...
Odbieram Miśkę ze zbiórki. Idziemy sobie, opowiada mi co było. I nagle gwałtownie zmienia temat, łapie się pod bok i mówi:
- I co? pewnie wyżarłyście z ciocią te lody!?
...
Miałam nadzieję, że siostra dzieląc porcje pomyślała, żeby zostawić dla Mi. To dobrze, że zawsze można na nią liczyć, w zamrażarce miała jeszcze jedno pudełko. Uf :)

3. Po całym mieście rozwieszono billboardy z wizerunkiem pani artystki współczesnej w skórzanej, czarnej masce królika, z uszami. W stylu Greya.
Misia:
- Mamo? dlaczego ta pani ma taką maskę?
Czując konsternację, ale wiedząc, że córka nie operuje tym samym skojarzeniem, co ja, odpowiadam po prostu:
- Bo chce wyglądać jak królik...
- Królik? Przecież to są uszy osła! - mówi z politowaniem.
Tyle:)

4. Pogaduchy z pluszową sową (dubbing w moim wykonie):
- A co robi się w przedszkolu? - pyta sowa i dodaje - nigdy tam  jeszcze nie byłam.
- Bawi się, uczy się z paniami i czeka na dorosłych.
- Na dorosłych? - sowa się zaciekawiła.
- No aż nas odbiorą.
- Yhmmm - powiedziała sowa zdumiona... :)

5. Misia rysuje. Rano! Przed wyjściem do przedszkola. Nie będę pisać, że oczywiście nie było na to czasu... O, jednak napisałam:)
 Idę do pokoju, widzę, co robi i proszę ją, żeby skończyła już i się ubrała. W odpowiedzi słyszę:
- Zaraz, jeszcze nie skończyłam - powiedziała wkurzonym tonem i dodała - widziałaś kiedyś małpę bez nóg?
To prawda, nie widziałam.

6. Mi czekała na zakup nowych ochraniaczy na rolki i żeby nie stracić czasu, trenowała w domu.Wymyśliła sobie niezłą kombinację - jeździła po pokoju i pisała rolkami duże litery (!). Ja leżałam na kanapie i podziwiałam jej ewolucje, zachwycając się każdą kolejną, wykonaną literką. Trwało to z 10 minut. Mąż - Tatek wlepiony w lapa, zachęcony przez Misię: "patrz tata jak piszę/jeżdżę T, M, G i K", spojrzał i mówi:
- wspaniale Misio, tym bardziej, że masz lewą rolkę na prawej nodze, a prawą na lewej...
Nie mówcie nikomu, ale to ja w tej rodzinie jestem rolkarką. I... nie zauważyłam:)

Przy tym tempie poszerzania przez Misię własnej autonomii, nie wiem ile w aktualnym sezonie wiosna - lato dostanę "mamo-to-dla-ciebie-kwiatków". Ale ten jeden mi się skapnął:) Cieszy!!! :D

Tak, na rękach mam rękawiczki. Wiosno, no nie żartuj już !



:) Życzę Wam miłego i słonecznego weekendu!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi