Otóż nie. I nie. :)
Wiem, to o czym piszę jest niepopularne. Budzi emocje. Różne.
Rodzicielstwo bez kar i nagród, bez krzyku i bicia może się wydawać niewykonalnym zadaniem. I bywa takim. To często orka na ugorze. Tym ugorem jestem ja sama. Ze swoimi wzorcami, ograniczeniami, bagażem przekonań własnych i społecznych, wreszcie ze zwykłymi naturalnymi reakcjami emocjonalnymi.
Upadam. To jasne. Niekiedy pomimo, że nie podniosę głosu potrafię zranić treścią, zachowaniem, mową ciała. Ale nie skupiam się na porażkach, idę do przodu. Wyczarowałam sobie pojęcie rodzicielski update - szybko aktualizuję dane i w kolejnym kontakcie z Misią staram się nie powielać popełnionej pomyłki. Czasem wyjdzie, czasem nie. Szepnę tu tylko jeszcze o cudotwórczym słowie przepraszam:)
Bywają takie dni, okresy, momenty gdy jestem nerwowa. Ale nauczyłam się, że nerwowa nie oznacza wybuchowa.
Kluczem do sukcesu jest zwykła, prosta komunikacja, np. "Misio miałam dziś trudny dzień, jestem zmęczona i zdenerwowana, proszę przestań jęczeć - mów do mnie normalnie". Takie proste, a takie trudne:) O potędze komunikacji napiszę zapewne i to niejeden raz.
Chcę, żebyś wiedział,wiedziała, że nie propaguję tłumienia emocji, wycofywania się, za wszelką cenę zachowania spokoju. Krzyk też niekiedy jest potrzebny (np. w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, ale czym innym jest też krzyczenie do kogoś, a na kogoś).
Wierzę tylko, że pomiędzy emocją, a reakcją jest ułamek sekundy, w którym objawia się nasze człowieczeństwo:)
Czasem słyszę, że Misia to takie spokojne dziecko. To prawda - od pierwszego dnia jej życia ciężko na ten spokój pracuję. Gdzie tkwi tajemnica? Jest wiele aspektów, dowiesz się o nich. Głównie chodzi (znów) o w komunikację - nauczyłam córkę porozumienia, porozumiewania. Pewnego dnia zauważyłam też, że dziecko jest dużo spokojniejsze, jak ograniczy mu się zbędne bodźce. I tak zaczęłam projektować jej rzeczywistość, żeby odbierała bodźce stymulujące i tylko optymalną ilość tych zakłócających. Przeczytasz tu zapewne o tym pomyśle. Czy jest dobry? Nie wiem, u nas działa.
Bywają okresy, że Mi jest nie do zniesienia. Chodzi, męczy, jęczy, wszystko jest na nie, płaczliwa jest, drażliwa. Albo dostaje ataków prawdziwej furii. Są takie dni, czasem tygodnie. Powiedzieć prawdę? Wku*wiam się wtedy zwyczajnie.
Ale zrozumiałam pewnego dnia, że moje wku*wienie to moja sprawa, nie zaś dziecka, męża. I dotyczy to wszystkich relacji. Rzeczywistość, drugi człowiek, wszystko, co nas otacza jest ... nijakie, neutralne. To tylko my nadajemy sens - dziś rozlany kubek koktajlu doprowadzi mnie do szału, a jutro zwyczajnie ta sama truskawkowo-mleczna plama będzie powodem do śmiechu. Czyli jaka jest ta sytuacja? Czy może jaka ja jestem w tej sytuacji?
I na koniec chcę, żebyś wiedział, wiedziała, że nie oceniam Cię. Czytając moje słowa, nie czuj, że cokolwiek Ci wytykam. Że uważam, że wiem lepiej. Wiedz, że akceptuję całe Twoje rodzicielstwo i wszelkie potknięcia. Tak, jak swoje. I cieszę się z każdego sukcesu. Wierzę w Ciebie, tak jak wierzę w siebie. Wiem, że robisz wszystko, aby być najlepszą mamą, tatą. Jeśli jest tak, że wstydzisz się, czujesz się źle, że biłeś swoje dziecko, krzyczałeś, ale chcesz to zmienić, to wiedz, że cieszę się, że tu jesteś. Podzielę się z radością swoim doświadczeniem. Rozumiem każdy wymierzony przez Ciebie klaps i każdy Twój dotychczasowy krzyk (choć nie oznacza to, że czuję na niego zgodę). Jestem w stanie zrozumieć dlaczego tak właśnie postępujesz, postępowałeś. I wiesz co? Lubię Cię:*
Jeśli jesteś tu, ale nadal uważasz moje propozycje są niewykonalne i zamierzasz zostać przy swoich strategiach - mimo to odwiedzaj Republikę. Twój głos, punkt widzenia może sprawić, że zajrzymy w zagadnienie jeszcze głębiej. Jedyne, co chcę zrobić, to zaproponować świat bez przemocy. Zdaje mi się, że na dnie serca każdy o tym marzy:) Ale to tylko takie moje przypuszczenie:)
ps. wszelkie trudy i wysiłki rodzicielskie podejmuję wraz z Mężem. To nasze wspólne sukcesy i porażki. Jego wkład jest 50%, w ramach którego jest na 100%:) Zatem, gdy czytasz "nauczyłam córkę" wiedz, że tak naprawdę chodzi o "nauczyliśmy":) Niemniej piszę bloga w swoim imieniu i ta osobista forma liczby pojedynczej pozostanie.
Zmieniamy świat na lepsze?
To chodź :)
Wiem, to o czym piszę jest niepopularne. Budzi emocje. Różne.
Rodzicielstwo bez kar i nagród, bez krzyku i bicia może się wydawać niewykonalnym zadaniem. I bywa takim. To często orka na ugorze. Tym ugorem jestem ja sama. Ze swoimi wzorcami, ograniczeniami, bagażem przekonań własnych i społecznych, wreszcie ze zwykłymi naturalnymi reakcjami emocjonalnymi.
Upadam. To jasne. Niekiedy pomimo, że nie podniosę głosu potrafię zranić treścią, zachowaniem, mową ciała. Ale nie skupiam się na porażkach, idę do przodu. Wyczarowałam sobie pojęcie rodzicielski update - szybko aktualizuję dane i w kolejnym kontakcie z Misią staram się nie powielać popełnionej pomyłki. Czasem wyjdzie, czasem nie. Szepnę tu tylko jeszcze o cudotwórczym słowie przepraszam:)
Bywają takie dni, okresy, momenty gdy jestem nerwowa. Ale nauczyłam się, że nerwowa nie oznacza wybuchowa.
Kluczem do sukcesu jest zwykła, prosta komunikacja, np. "Misio miałam dziś trudny dzień, jestem zmęczona i zdenerwowana, proszę przestań jęczeć - mów do mnie normalnie". Takie proste, a takie trudne:) O potędze komunikacji napiszę zapewne i to niejeden raz.
Chcę, żebyś wiedział,wiedziała, że nie propaguję tłumienia emocji, wycofywania się, za wszelką cenę zachowania spokoju. Krzyk też niekiedy jest potrzebny (np. w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, ale czym innym jest też krzyczenie do kogoś, a na kogoś).
Wierzę tylko, że pomiędzy emocją, a reakcją jest ułamek sekundy, w którym objawia się nasze człowieczeństwo:)
Czasem słyszę, że Misia to takie spokojne dziecko. To prawda - od pierwszego dnia jej życia ciężko na ten spokój pracuję. Gdzie tkwi tajemnica? Jest wiele aspektów, dowiesz się o nich. Głównie chodzi (znów) o w komunikację - nauczyłam córkę porozumienia, porozumiewania. Pewnego dnia zauważyłam też, że dziecko jest dużo spokojniejsze, jak ograniczy mu się zbędne bodźce. I tak zaczęłam projektować jej rzeczywistość, żeby odbierała bodźce stymulujące i tylko optymalną ilość tych zakłócających. Przeczytasz tu zapewne o tym pomyśle. Czy jest dobry? Nie wiem, u nas działa.
Bywają okresy, że Mi jest nie do zniesienia. Chodzi, męczy, jęczy, wszystko jest na nie, płaczliwa jest, drażliwa. Albo dostaje ataków prawdziwej furii. Są takie dni, czasem tygodnie. Powiedzieć prawdę? Wku*wiam się wtedy zwyczajnie.
Ale zrozumiałam pewnego dnia, że moje wku*wienie to moja sprawa, nie zaś dziecka, męża. I dotyczy to wszystkich relacji. Rzeczywistość, drugi człowiek, wszystko, co nas otacza jest ... nijakie, neutralne. To tylko my nadajemy sens - dziś rozlany kubek koktajlu doprowadzi mnie do szału, a jutro zwyczajnie ta sama truskawkowo-mleczna plama będzie powodem do śmiechu. Czyli jaka jest ta sytuacja? Czy może jaka ja jestem w tej sytuacji?
I na koniec chcę, żebyś wiedział, wiedziała, że nie oceniam Cię. Czytając moje słowa, nie czuj, że cokolwiek Ci wytykam. Że uważam, że wiem lepiej. Wiedz, że akceptuję całe Twoje rodzicielstwo i wszelkie potknięcia. Tak, jak swoje. I cieszę się z każdego sukcesu. Wierzę w Ciebie, tak jak wierzę w siebie. Wiem, że robisz wszystko, aby być najlepszą mamą, tatą. Jeśli jest tak, że wstydzisz się, czujesz się źle, że biłeś swoje dziecko, krzyczałeś, ale chcesz to zmienić, to wiedz, że cieszę się, że tu jesteś. Podzielę się z radością swoim doświadczeniem. Rozumiem każdy wymierzony przez Ciebie klaps i każdy Twój dotychczasowy krzyk (choć nie oznacza to, że czuję na niego zgodę). Jestem w stanie zrozumieć dlaczego tak właśnie postępujesz, postępowałeś. I wiesz co? Lubię Cię:*
Jeśli jesteś tu, ale nadal uważasz moje propozycje są niewykonalne i zamierzasz zostać przy swoich strategiach - mimo to odwiedzaj Republikę. Twój głos, punkt widzenia może sprawić, że zajrzymy w zagadnienie jeszcze głębiej. Jedyne, co chcę zrobić, to zaproponować świat bez przemocy. Zdaje mi się, że na dnie serca każdy o tym marzy:) Ale to tylko takie moje przypuszczenie:)
ps. wszelkie trudy i wysiłki rodzicielskie podejmuję wraz z Mężem. To nasze wspólne sukcesy i porażki. Jego wkład jest 50%, w ramach którego jest na 100%:) Zatem, gdy czytasz "nauczyłam córkę" wiedz, że tak naprawdę chodzi o "nauczyliśmy":) Niemniej piszę bloga w swoim imieniu i ta osobista forma liczby pojedynczej pozostanie.
Zmieniamy świat na lepsze?
To chodź :)
źródło: unsplash, Max Van den Oetelaar
Komentarze
Prześlij komentarz