wokół dziecka: bezpieczeństwo A teraz pół żartem, pół serio:) Robisz coś, ot! choćby obiad w kuchni, a dziecię w tym czasie jest poza zasięgiem Twojego wzroku, np. bawi się w swoim pokoju. I nagle rozlega się wielkie ŁUP - uderzenie, łupnięcie, huk, trzask lub pęknięcie - no słowem odgłos zbliżającego się dramatu. Wstrzymujesz oddech na jedną, góra dwie sekundy, nasłuchujesz jak rozwinie się sytuacja... Cisza! Uff! nie włączyła się syrena, potomek nie zaczyna płakać lub krzyczeć z bólu albo przerażenia, a to oznacza, że nie ma ran ciętych, kłutych ani złamań otwartych. Zatem możesz dalej spokojnie przygotowywać posiłek. Ale nagle - w trzeciej sekundzie - w twojej głowie rozbrzmiewa złowieszcze pytanie: a co jeśli nie płacze, bo... nie żyje??? I biegniesz. Sprawdzasz. Dobra żyje. Uspokajasz się, rozczulasz, chwilę przyglądasz jego zabawie. I to nic, że wszystkie książki leżą na podłodze, półka dynda na jednej śrubie, a z niej zwisa peleryna Supermena lub skrzydełka dowolne...