Przejdź do głównej zawartości

rodzic? obecny!

Wystarczająco dobry rodzic jest zwyczajnie obecny w życiu swojego dziecka. Duchem i ciałem (choćby przez skype:)). Oczywiste? Proste? Z mojego doświadczenia wynika, że jest to zadanie wymagające dużego zaangażowania. Dla mnie bycie mamą Misi to piękne i twórcze doświadczenie. Zobowiązujące mnie także do niełatwych wyzwań, starań. Bo chcę być autentyczna, kochająca, otwarta i wrażliwa na jej potrzeby, a jednocześnie nie zapominać o sobie, o mężu i reszcie ważnych i bliskich mi ludzi, a także o pasjach, relaksie i zdrowym trybie życia. A życie swoje...:):):) Jednak warto się starać, aby na pytanie: "rodzic?", podnieść rękę i odpowiedzieć: "obecny!"

jestem rodzicem
co to znaczy dla mnie, dla Ciebie? z czym się mierzymy? co nas wzmacnia, co nas frustruje? a także o tym, że nie ma potrzeby byśmy byli idealni:) czytaj tutaj

mamo, tato - zainspiruj się!
co - moim zdaniem - warto przeczytać, obejrzeć, odwiedzić, śledzić, mieć w domu czytaj tutaj

z zielonej perspektywy
moje rodzicielskie rozważania,  refleksje na przeróżne tematy, czyli świat widziany zielonymi oczami:)) czytaj tutaj

trafnie mówiąc
poprzez rozmowę z dorosłym, mały człowiek kształtuje swoje postrzeganie świata. Dlatego jestem przekonana, że to, co i jak mówimy ma bardzo duże znaczenie. Czasem mały niuans poprawia komunikację i lepiej obrazuje maluchowi rzeczywistość czytaj tutaj

kilka chwil dla Ciebie 
sama szukam różnych sposobów na szybką regenerację, bo wiadomo - grafiki mamy naprężone do granic możliwości. Czasem wystarczy 10 minut, żeby się wyłączyć, odpocząć i mieć siłę na resztę dnia czytaj tutaj

czytelnia
czasu na czytanie książek, jak każda mama, mam straaaasznie mało. Ale niekiedy coś mnie tak wciągnie, że czytam od deski do deski. Czasem czytam o rozwoju dzieci, o współczesnej myśli psychologicznej, pedagogicznej.  Jak będzie ciekawy, wartościowy fragment, to się podzielę! czytaj tutaj

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi