Przejdź do głównej zawartości

Disneyem w płeć :)

Lubię bajki Disneya. No dobra - przyznam się - kocham bajki Disneya. Nie, te o księżniczkach nie bardzo. Ale te dzisiejsze, które tak pięknie potrafią mówić dzieciom o ich sile, o wartości odwagi, wierze we własne możliwości, o roli determinacji i wytrwałości w realizacji marzeń. Cenię je także dlatego, że mówią o tym dziewczynkom (coś mi się zdaje, że twórcy spod znaku Myszki Miki, próbują w ten sposób spłacić dług, za treści przekazane przez Kopciuszka i spółkę...*).

Ten post nie będzie jednak manifestem feministycznym, bo ja siebie i Misię uczę, że człowiek, to najpierw... człowiek. Potem cała reszta. I jeśli chodzi o mnie koniec tematu. No ale świat w najróżniejszy sposób wysyła inne komunikaty. Czym Mi jest większa, tym wątków dystansujących (nie zaś pokazujących wartość, płynącą z naszej różnorodności) chłopców od dziewczynek pojawia się coraz więcej. Od problemu z różem i tiulowymi spódnicami (i całkiem poważnego wewnętrznego rozdarcia 5 - latki pt. "nosić czy nie..."), przez dywagacje czy chłopiec może przyjaźnić się z dziewczynką i czy to jest ok, po uczenie współzawodniczenia między płciami i wzajemnego, bywa że lekceważącego podejścia do siebie. Bo przecież chłopaki nie bawią się z dziewczynami, bleh... no i one nie biegają tak szybko! A chłopcy to brzydko rysują. Najlepsze jest to, że przedszkolaki same z siebie nie wpadłyby na takie rozkminki, bo one siebie lubią i akceptują bezwarunkowo. Do czasu aż wlezie w to wszystko dorosły i zasadzi niechciane ziarenko rośliny - dla nich zupełnie egzotycznej - o nazwie "discriminatia maxima".

Czasem mnie to rozbraja i nie wiem co tej mojej małej osóbce mam powiedzieć. Bo tłumaczę, że to nie ma znaczenia czy założy zieloną bluzkę czy różową, a to że nie wspina sie tak dobrze jak Marcel bierze się stąd, że nie ćwiczy tej umiejętności. Gdyż zwyczajnie nie lubi przecież. A ona patrzy na mnie jak na kosmitkę, bo przecież idzie na kilka godzin do miejsca, gdzie ma znaczenie czy jesteś po niebieskiej czy różowej stronie mocy. Zatem zamiast tłumaczyć okrągłymi zdaniami zawiłości sączonego przekazu (w mediach, placówkach oświatowych, w domach) co chłopiec powinien, a co dziewczynka - często z niekorzyścią dla tej ostatniej - postanowiłam rozkochać Misię w poniższych piosenkach:)

Niech wartkim strumieniem płynie do niej dobry przekaz, zaczerpnięty z poniższych melodii:

Aha! Utwory ze spokojem są także dla chłopców, bo treść mają po prostu... uniwersalną! Przecież za marzeniami warto podążać wytrwale, niezależnie od płci, wieku, pochodzenia, a swą siłę można odnaleźć w równowadze:)

Polecam razem z teledyskami:) 3 x odwaga, marzenia i siła:)


Natalia Nykiel - "Pół kroku stąd" (piosenka z filmu „Vaiana: skrab oceanu") 


Polecam z resztą cały film, bo jakoś tak bez echa przeszedł chyba. U mnie zajmuje drugie miejsce spośród wszystkich produkcji Disneya, a to zaszczytne miejsce, bo zaraz po Królu Lwie:)



Katarzyna Pysiak - "O tym lekcja ta"(piosenka z filmu "Mulan 2")

"Musisz być jak twardy głaz / tak jak dąb nie ugiąć się / więc weź ostry miecz /a strach odrzuć precz. Potem znów giętka bądź / tak jak bambus pozwól się giąć / siebie znasz z wszystkim radę sobie dasz / i pokonasz nawet strach"

 
Natalia Przybysz  - "Nie poddam się" (piosenka z filmu "Zwierzogród")

"Nie poddam się, mnie nie złamie nic / Chcę przed siebie biec, właśnie tak ma być/
Marzenia są w nas, nie trzeba nic tylko chcieć/ Kto się nie boi ten już górą jest"



A Wy? Jakie piosenki byście tu dodali?

Ps. Teraz dwa dni będę śpiewać: ooooo nie bój się chcieeeeeć, ooooo nie bój się chcieć! Biedni ci moi sąsiedzi :)

Ślę Wam radosne uściski!

* oj o tych bajkach to ja jeszcze napiszę, co one między nami kobietami narobiły. I oczywiście w relacjach damsko - męskich. Bo to taka disneyowska druga strona medalu. A w zasadzie pierwsza. Dobrze, że współcześnie się próbują ogarnąć. Mimo to wyczuwam zjawisko kompensowania szkód i wynoszenia  dziewczynek na piedestał znów w opozycji "do". A chodzi przecież o równo-ważność :) No ale dobra, trzeba czasu.

Może też Cię zainteresować kilka innych, inspirujących tekstów o świecie dziewczynki, nie zawsze różowym. Kliknij: świat dziewczynki

Komentarze

  1. "Wstanę choćby nie wiem co!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaaaaak! Poppy

      https://www.youtube.com/watch?v=ufMPhxgeRZQ&list=RDufMPhxgeRZQ

      Usuń
  2. A ja lubie i stare Kopciuszki, Arielki itp. A z nowych to chyba Herkules i Mulan wymiataja u mnie ��

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja lubie i stare Kopciuszki, Arielki itp. A z nowych to chyba Herkules i Mulan wymiataja u mnie ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mulan <3 O! dziękuję Ci za przypomnienie o Herkulesie, bo miałam go obejrzeć już milion razy i zawsze zapominam ;) Będzie pomysł na następny domowy seans z popcornem!

      Usuń
  4. Och nie, nie lubię tych piosenek :/ co zaś tyczy się tych durnowatych podziałów między dziewczynkami a chłopcami to trafiłaś w sedno zdaniem "Do czasu aż wlezie w to wszystko dorosły i zasadzi niechciane ziarenko... " Moja starsza córka (lat 11) od kilku miesięcy uprawia sporty zarówno "męskie" jak i "damskie" - gra w piłkę nożną i tańczy. Oczywiście jest starsza, więc więcej rozumie niż 5 latka, ale fakt jest taki, że to my rodzice najważniejsze informacje przekazujemy naszym dzieciom. I to kim będą nasze dzieci i jaki będą miały stosunek do świata, zależy od nas, mądrych rodziców ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) nie lubisz ich treści czy wykonania? podzielisz się? :) I jest tak jak piszesz - to my przekazujemy im wartości, zarówno słowem, jak i zachowaniem. Duża odpowiedzialność!

      Usuń
  5. Shakira, Try Everything. Polskich wersji nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie piosenka, o której piszę powyżej - u nas śpiewa ją Natalia Przybysz, "Nie bój się chcieć". Uwielbiam oba wykonania :) No i jak to często bywa tłumaczenie zmieniło sens - myślę, że obie wersje się uzupełniają :*

      Usuń
  6. O tak! "Mam tę moc" to piosenka, którą chciałam bez przerwy śpiewać (tzn. już jakiś czas temu nam się znudziła, ale miała swoje 5 minut, yyy to znaczy 5000 minut raczej :)), ale wykonanie jej przerastało mnie totalnie ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi