Wykąpaliśmy Misię. Za chwilę ma się rozpocząć najkrótsza część dnia (tzw. wieczór), podczas której resztkami sił upraszam uprzejmie Zacną Lady Powiekę Prawą i Szacowną Madame Powiekę Lewą o trzymanie fasonu*. Bo mmam tyyyle spraaaaw, ........poooomysłów, zaaaległości..........., rzeeeeczy do poooowiedzeniaaaaaaa Męęęę...żoooo....ffffiiiiiii......
O rety! Nie spać, nie spać! Jeszcze troszkę!!!
No bo my - ja i mąż mój - wieczorami sprzątamy, załatwiamy różne sprawy okołodomowe. No i staramy się spędzać trochę czasu razem - a to głębszą dyskusję sobie utniemy, bądź decyzję podejmiemy jakąś, to znów zdamy sobie relację z bieżących wydarzeń lub obejrzymy odcineczek (tak pieszczotliwie nazywamy części jakiegoś tam serialu , który akurat oglądamy - pewnie jak go tak zdrabniamy-pomniejszamy to nam się zdaje, że zabiera nam mniej czasu:)) itp., itd. Chwile na wagę złota. Szczególnie występujące w piątkowe i sobotnie wieczory.
A ja dziś strzeliłam sobie samobója. Z Lechem nie wygram...
Ja: Kochanie - zaczynam stanowczym tonem - jeśli chcesz oglądać mecz, to musisz mi obiecać, że potem w kuchni zniknie góra naczyń.
Mąż: Łe, kurcze zapomniałem o meczu. Dzięki, że mi przypomniałaś.
:)
*spałam kolejną noc z rzędu 4 godziny - mamy maluchowy kryzys spaniowy
Komentarze
Prześlij komentarz