Przejdź do głównej zawartości

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych.

A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa.

I o to chodziło, prawda?

Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się.

No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ.  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sprzątać, stawia silny opór w mniejszych i większych sprawach, robi po swojemu, wydaje się, że nie chce już dialogu. Więc rośnie napięcie, czasem pojawiają się krzyki i trzaskanie drzwiami, nawet widmo kar zaczyna wychylać się zza rogu... Wkrada się bezradność, masa wątpliwości - czy ta cała codzienna, bardzo ciężka, kilkuletnia praca nad relacją miała jakikolwiek sens?

Jest zgrzyt, niezgoda, no bo przecież do tej pory wszystko działało jak w zegarku... Współdziałanie - poziom mistrzowski. Symbioza. Zrozumienie. Taniec wyrozumiałych serc. Czytanie w myślach. Porozumiewanie bez przemocy. A teraz d*pa.

Co robi wówczas czujny i chcący rozwijać się rodzic? Po pierwsze wie, że problem leży w nim. To nie z dzieckiem "stało się coś niedobrego". Po drugie - idzie się uczyć! Od najlepszych <3.

Bo widzicie, ja poszłam na wyjątkowo wartościowy warsztat i o nim Wam dziś opowiem!

7 kwietnia wzięłam udział w siedmiogodzinnych  warsztatach "AKCJA Minimediacja", prowadzonych przez fenomenalną Katarzynę Dworaczyk.

Dlaczego fenomenalną? Koncepcję, którą sama stworzyła, oparła na swojej obszernej wiedzy z zakresu Porozumienia bez Przemocy i  bogatym doświadczeniu pracy z dziećmi. Terapeutka nie pozostawiała nam - uczestnikom złudzeń, a na nas przysłowiowej suchej nitki. I słusznie, bo strategie rozwiązywania konfliktów, które dotychczas stosowaliśmy, można określić, jako nieskuteczne i no cóż - często raniące. Była przy tym życzliwa i bardzo empatyczna, a także autentyczna i wymagająca. To motywowało nas do pracy. Poczucie humoru i pogoda ducha nie opuszczała jej  przez całe zajęcia. Prowadząca z lekkością wdrażała nas w świat swojej metody i  przekonująco pokazywała liczne przykłady jej zastosowania. Na koniec warsztatów wszyscy uczestnicy byli jednocześnie załamani (dotychczasowym swoim postępowaniem :)) i bezgranicznie wdzięczni. Czuliśmy, że oto przed nami WOLNOŚĆ w relacji z bliskimi. Że odtąd skutecznie będziemy rozwiązywać mniejsze i większe konflikty z dziećmi, między dziećmi i nasze własne. I wiecie co? Mijają dwa miesiące i widzę, że to nie były płonne nadzieje!

Nie mam jednak złudzeń - roboty jest dużo i do wprawy będę dochodzić jeszcze jakiś czas. Bo w sumie kto nas uczył rozwiązywać konflikty? Doświadczenia mamy różne. Ale zasadniczo przy rozstrzyganiu kwestii spornych, najczęściej walczymy o to, kto ma rację.
Jak już ogarniemy, że to bez sensu, to wchodzimy na bezkresne pole przekonywania. Stajemy się mistrzami kreatywności, w poszukiwaniu rozwiązań, które dziecko lub partner albo kupią albo nie.
Jeśli mieliśmy szczęście, na jakimś szkoleniu dowiedzieliśmy się, że negocjacje i próba znalezienia kompromisu to "nietędydroga". Bo każdy traci i każdy z czegoś musi zrezygnować. A nikt tego nie lubi. No to zaczynamy szukać współpracy. Ale źle ją rozumiemy. Często opieramy się o jedno rozwiązanie. Góra dwa. Z całą miłością i empatią, poszanowaniem potrzeb, proponujemy dziecku doskonałe - naszym zdaniem -  rozwiązania. A ono nie chce współdziałać...

I bardzo dobrze. Smyki mają dobrą intruicję, aby nie współdziałać z niezbyt sensowną strategią.

Dostrzegłam, że gdy stosuję poznany u Katarzyny model SNO (czytaj poniżej), obie z Misią wygrywamy. A gdy odpuszczam, gdy mi się nie chce, bo sama jestem zmęczona, rozdrażniona  - wówczas od mojego "nie" do Misinego krzyku droga jest krótsza, niż mrugnięcie okiem. I bum! Mamy gradobicie ;)

Nie chcę Wam zdradzać całości warsztatów - po prostu się na nie wybierzcie! Napiszę Wam tylko, czego się nauczyłam i dowiedziałam:

- za każdym oporem dziecka stoi niezaspokojona potrzeba, którą warto odkryć i powiedzieć o tym głośno;

- dziecko może współdecydować w procesie poszukiwania rozwiązań.  Nie chodzi o to, że ma samo decydować, ale wspólnie z rodzicem podejmować decyzje, na które rozwojowo jest gotowe;

- uwierzyłam, że moje dziecko, jest na tyle kompetentne i pomysłowe, że nie muszę bez przerwy sama szukać rozwiązań i propozycji rozwiązania trudnej sytuacji. Alleluja! Bo miałam już po dziurki w nosie tej odpowiedzialności i wymyślania. Już nie przekonuję i nie daję złotych rad oraz gotowych rozwiązań;

- za to pytam: "co możemy zrobić? co proponujesz?";

- ... bo nauczyłam się, że na każdy problem jest wiele rozwiązań.  I to na dzień dzisiejszy powtarzam Misi, a ona w to uwierzyła;

- dowiedziałam się, że zawsze jest opcja, żeby konflikt tak rozwiązać, aby każdy był zadowolony i nikt nic nie tracił;

- zdobyłam też wiedzę o tym, jak mediować pomiędzy dwójką (lub większą ilością) dzieci;

- dostałam bardzo, konkretny schemat postępowania, który w skrócie nazywa się SNO. Słyszę - Nazywam potrzebę - Otwieram okno na strategię, rozwiązanie. Więcej Wam nie powiem, bo myślę, że Katarzyna Dworaczyk, najlepiej sama przedstawi Wam własną koncepcję, na jednym ze swoich warsztatów :) 
I choć w ich nazwie występuje słowo "mini" (AKCJA - Minimediacja), nie dajcie się zmylić! Zajęcia są MEGA :)

Więcej dowiecie się tutaj: facebook.com/Mini-mediacje

Na koniec nadmieniam, że artykuł (jak wszystkie w Republice) nie jest sponsorowany :). Mój entuzjazm płynie z wartościowego doświadczenia. Z serca polecam!

Ślę uściski,
Magda

Ps. Pięknie dziękuję Luizie, że odkryła ten warsztat i mnie ze sobą zabrała!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Disneyem w płeć :)

Lubię bajki Disneya. No dobra - przyznam się - kocham bajki Disneya. Nie, te o księżniczkach nie bardzo. Ale te dzisiejsze, które tak pięknie potrafią mówić dzieciom o ich sile, o wartości odwagi, wierze we własne możliwości, o roli determinacji i wytrwałości w realizacji marzeń. Cenię je także dlatego, że mówią o tym dziewczynkom (coś mi się zdaje, że twórcy spod znaku Myszki Miki, próbują w ten sposób spłacić dług, za treści przekazane przez Kopciuszka i spółkę...*). Ten post nie będzie jednak manifestem feministycznym, bo ja siebie i Misię uczę, że człowiek, to najpierw... człowiek. Potem cała reszta. I jeśli chodzi o mnie koniec tematu. No ale świat w najróżniejszy sposób wysyła inne komunikaty. Czym Mi jest większa, tym wątków dystansujących (nie zaś pokazujących wartość, płynącą z naszej różnorodności) chłopców od dziewczynek pojawia się coraz więcej. Od problemu z różem i tiulowymi spódnicami (i całkiem poważnego wewnętrznego rozdarcia 5 - latki pt. "nosić czy nie......

3 radosne dialogi z Misią! Chodź po radość :)

Radośnie Cię witam! A jeśli z uwagi na poniedziałek nie jest Ci zbyt radośnie, to zaraz będzie! Mam dziś dla Ciebie rysunek Misi, który wykonała jesienią i który jest jednym z moich ulubionych. Między innymi dlatego, że rozpoczął nowy etap w rysowaniu jej pasji rysowania. Po prostu włączyła sobie stop w trakcie bajki i postanowiła namalować modela Jojo, zerkając na ekran monitora :) :) :) I jeszcze 3 scenki rodzajowe nasze rodzinne: Z (dużymi) butami się do serca nie wchodzi Sobotni poranek, Misia zaczyna serduszkową licytację (WOŚP czy co?;)): - Mamo! kocham Cię całym sercem! Zerkam na męża i mówię: - Eeeej chyba dzielimy to serce pół na pół z tatą. - TAAAK - tato Ciebie kocham baaaardzo mocno, jesteś moim skarbem, ale mama troszkę większym... My: - ??? - próbujemy zrozumieć jak to sobie wylogikowała (autorskie określenie Mi). - No... bo ty tato masz większy... yyy... (szuka, szuka argumentu, bo ja mam raczej większy rozmiar od męża we wszystki...

Lady Octopus

Kilka dni temu - moja kuchnia - góra naczyń. W zasadzie stałam przed alternatywą: zaparzenie herbaty w plastikowym pojemniku curvera  i smarowanie chleba drewnianą łyżką, albo pozmywaniem. Wybrałam tą drugą opcję i czekałam na dogodny moment, czyli przynajmniej godzinny sen Misi. Nie dało się - był to typowy dzień pod tytułem "przytul mnie mamo". Zatem postanowiłam wypróbować chustę. Mi była zachwycona. Zaskoczyło mnie to, że zasnęła słodko przytulona do mnie mimo, że dynamicznie ruszałam rękoma, jak to przy zmywaniu. Poczułam się bardzo pierwotnie - domowe obowiązki z dzidziusiem przy sercu:)  Swoją drogą polecam film "Bobasy" - bardzo ładny dokument o 4 stylach wychowania malucha do roku. Mnie wiele zaskoczyło, a moim faworytem jest Panjao z Namibii. On całe swoje dzieciństwo jest naprawdę BEZ PRZERWY blisko mamy:) Film dla przyszłych i obecnych mam oraz osób fascynujących się różnicami kulturowymi. Czekam na Wasze wrażenia i zachęcam do komen...