Przejdź do głównej zawartości

może się zdziwisz, ale nie musisz

Przez chwilkę wyobraź sobie, że słowo musieć nie istnieje. Że nie musisz.

Być może pomyślisz tak:
"Jak to nie muszę? Bzdura jakaś! Przecież: muszę chodzić do pracy,  muszę troszczyć się o dzieci, muszę dbać o zdrowie, o! albo jeść muszę, to oczywiste."

Może się zdziwisz, ale nie musisz:) 

Stawiam mój komunijny zegarek, że w tej chwili bardzo w to wątpisz:
"No jak? Jeść nie muszę? A kredyt kto spłaci? No, matką to już całkiem nie mogę nie być? Bez przesady!" 
Przesadzać nie zamierzam;)! Ale do tematu podchodzę całkiem na serio (niemniej jak zwykle z pogodą ducha:)). Przyjmuję Twoje niedowierzanie, bo też je czułam. Na osobę, która mi powiedziała, że globalnie nie muszę, popatrzyłam za pierwszym razem, jak na przybysza z innej planety, oderwanego całkiem od ziemskiej rzeczywistości:) Ale zaufałam jej, bo wizja życia bez zbędnej spiny, wydawała mi się atrakcyjna. I przesiąkłam nią do cna!

Zatem dziś to ja zapraszam Ciebie do świata bez przymusu. Jeśli zechcesz, pokażę Ci jak zredukować codzienne muszę to - muszę tamto. Być może Twoje poczucie sprawstwa we własnym życiu dzięki temu wzrośnie, może poczujesz powiew wolności, albo wróci do Ciebie poczucie własnej wartości. Bo czyż bycie tym, który wybiera i decyduje, chce i może, nie jest obiecującą perspektywą? Możliwe też, że odkryjesz nowe sposoby motywacji. Wierzę, że jakość Twoich relacji może ulec zmianie - tych z innymi i tej z samym sobą. Trudno nawet przewidzieć, jak może zmienić się reszta Twojego życia, kiedy przestaniesz powtarzać muszę/musisz.

Na samym początku podkreślę, że nie muszę nie oznacza: to w takim razie rezygnuję, nie robię, odchodzę itd. Chcę żeby to było jasne - nikogo nie namawiam do rezygnacji z czegokolwiek lub kogokolwiek, ale do innego spojrzenia na własne życie. I bardziej adekwatnego nazywania myśli, stanów, emocji, poglądów.

No dobrze - o co mi w ogóle z tym nie-muszeniem chodzi?

Słowami posługujemy się nieustannie. Jak dobrze się rozejrzysz to zauważysz, że są wszędzie. Media, książki, przestrzeń miejska, codzienna nasza komunikacja międzyludzka. Służą zarówno do wyrażania emocji, jak i myśli. To niestrudzeni towarzysze naszej codzienności. Dobieramy je do swoich wypowiedzi, mniej lub bardziej świadomie. 


W moim przekonaniu to, jakich słów używamy - ma znaczenie. Dla naszej samooceny, motywacji, postaw, przekonań, interpretacji doświadczeń, postrzegania rzeczywistości, realizacji potrzeb i wielu innych procesów, związanym z naszym funkcjonowaniem.

No to teraz pomyśl, że bez przerwy powtarzasz sobie słowo muszę (lub innym: musisz). Twoje życie staje się jakimś koszmarnym przymusem. Dużą czcionką drukujesz we własnym umyśle przekonanie, że jesteś więźniem swojego losu, zamiast jego kreatorem... No bo skoro musisz, to albo Ty sam, albo ktoś inny wywarł na tobie presję, pozbawił wyboru, przyparł do muru. Zakładam, że raczej nie jest to komfortowe położenie...

Nie zawsze mnie obchodziło to, że słowa mają swoją moc. Paplałam trzy po trzy. Skutki moich wypowiedzi bywały różne:) Jak łatwo się domyślić, wszystko zmieniło się, kiedy Misia zaczęła rozumieć wyrazy. Moje spojrzenie na ich znaczenie i wagę zaczęło budować się zupełnie na nowo. Czym Mi jest starsza, tym uważniej dobieram słowa, kiedy tłumaczę jej otaczający ją świat. Dlaczego? Bo ona mi wierzy, więc cokolwiek powiem, dla niej jest na razie prawdą absolutną. Zatem kiedy mówię do niej musisz, to ona uważa, że tak jest i kropka. Mogłoby to być dla mnie narzędzie władzy nad nią.  Ale ja tak nie chcę. Chcę tym co mówię, dawać jej przestrzeń, wolność i wybór, przy jednoczesnym stawianiu bezpiecznych i potrzebnych (szczególnie jej) granic.

W maju zeszłego roku dowiedziałam się, że nie muszę...

...bo skoro decyduję się coś zrobić, to zapewne tego chcę, nie ma inaczej. Dwa dni chodziłam z tą myślą i doszłam do wniosku, że rzeczywiście często kiedy mówię, że coś muszę, tak naprawdę tego po prostu chcę. I wtedy sprawa jasna. 

Ale coś mi nie dawało spokoju...

Myślałam sobie, że są przecież takie zadania których nie chcę, a trzeba je wykonać? I co wtedy? Gdy ani nie chcę, ani nie muszę? Jak się zmotywować?

I tak zaczęła się moja przygoda z poszukiwaniem alternatywnych wyrazów i tak naprawdę przekonań o moich obowiązkach, pasjach, o moich bliskich, o sobie.

Pojawiły się słowa: chcę, mogę, potrzebuję, warto, żebym..., proponuję, proszę, spróbuję, zrobię, sugeruję, lubię, poszukam, decyduję i wybieram, zależy mi, to dla mnie ważne i wiele innych:)

 Teraz mały przykład. Spróbuję zamienić wypowiedź z początku tekstu, która brzmiała następująco:

"Jak to nie muszę? Bzdura jakaś! Przecież: muszę chodzić do pracy, muszę troszczyć się o dzieci, muszę dbać o zdrowie, o! albo jeść muszę, to oczywiste." I dalej: "No jak? Jeść nie muszę? A kredyt kto spłaci? No, matką to już całkiem nie mogę nie być? Bez przesady!" 

Oto moja propozycja alternatywnej wypowiedzi o tym samym:

"Zdecydowałam, że chodzę do pracy, bo chcę mieć środki do życia i zależy mi na spłacie kredytu. Troszczę się o moje dzieci, bo lubię to robić i jest to jeden z wyrazów mojej miłości do nich. Uważam, że warto dbać o zdrowie i dlatego wybrałam zdrowy styl życia. A jem, bo to moja podstawowa potrzeba fizjologiczna, to oczywiste!"

Widzisz różnicę? :):):)

Myślę, że temat jest za obszerny na raz,  więc podzielę go na mniejsze części.
W poszczególnych postach będę pisać o:
  • moich zmaganiach z przebudowaniem własnego, powszedniego słownika pojęć:) Bo ta zmiana, nie jest natychmiastowa i trwa trochę, ale jestem przekonana, że warto. Być może Cię to zainspiruje do życia bez muszę;
  • opiszę alternatywne pojęcia z przykładami;
  • pokażę też w jakich wyrażeniach muszę ukrywa się i przyjmuje inne wdzianko, będąc nadal tym samym terrorystą (np. powinienem, trzeba, nie wolno, nie mam wyjścia/wyboru, nie mogę inaczej i inne);
  • przytoczę historie osób, które tak jak ja przestały musieć to, musieć tamto:), a po prostu zaczęły żyć;
  • będzie też o tym, że są takie sytuacje, gdy NAPRAWDĘ musisz. Ale wtedy mówimy już o przemocy :(
Serdecznie Cię zapraszam Cię do tej przygody.

Część 2 już wkrótce!

See ya!












<3

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi

fanpage

Ekhm, ekhm, raz, dwa, raz, dwa, próba klawiatury:) Uwaga, uwaga - niniejszy blog posiada fanpage! facebook.com/republikaradosci to brzmi dumnie! :) "No to funpage wystartował :):):) Ociągałam się - wiem. Ale już jest! W minionym tygodniu uzupełniałam posty na osi czasu. Znalazły się tu linki do wszystkich wpisów z tego roku. Zatem przewijając stronę możesz jeszcze raz przeżyć 2016 z Republiką Radości :) :) Samą mnie zaskoczyło, że zamieniałam myśli i uczucia na literki aż 45 razy! to prawie jeden post na tydzień. A mi nieustannie wydaje się, że nie mam kiedy pisać i tak mało publikuję :) :)  ... Joy!" Zapraszam:)