Przejdź do głównej zawartości

żeby być piękną trzeba...

Myślę, że doskonale wiesz jakim słowem uzupełnić trzy kropki. A sumie to osiem by się ich przydało, bo z tylu liter składa się wyraz CIERPIEĆ.

Miśka ma długie włosy. Aktualnie do łopatek. Poza długością ich cechą charakterystyczną jest kręcenie się. Gdy była młodsza były to kędziorki jak sprężynki, a od około pół roku są prawie proste, nieco pofalowane, gęste i.... koszmarnie się plączą... Naprawdę - jak Mi wstaje rano, to się zastanawiam: czy tak mocno spałam, że nie usłyszałam, jak moja córka (lat 5) wymyka się na koncert metalowy tańczyć pogo i kręcić młynki głową? i o której wróciła?

Co jakiś czas prowadzę z Misią rozmowę o tym, że w długich włosach wygląda bardzo ładnie i lubię ją w takiej fryzurze. ALE jednocześnie nie chcę, żeby każdego ranka bolało ją czesanie i proponuję strzyżenie... Bo uwierz mi - próbowałam już chyba wszystkiego. Różne typy grzebieni, szczotek, mgiełek ułatwiających rozczesywanie (i niszczących włosy), olejków, czesania na mokro (zimą nie ma opcji), różne typy upięć włosów, spinki, wsuwki, gumki, opaski. Jedyne co mi przychodzi jeszcze do głowy to afrykańskie warkoczyki (serio), a znajomy fryzjer polecił nam ostatnio szczotkę z naturalnego włosia dzika. Kiedy go zapytałam czy ten dzik w tym celu stracił życie, odparł, że nie nie, że na pewno umarł ze starości i mrugnął do mnie, jak do dziwoląga;)

Moje praktyczne podejście do życia mówi "obcinamy!!!", ale Mi od kilku miesięcy nie zgadza się. Nie ma mowy i już. U fryzjera uważnie ustala długość podcięcia końcówek.

Podskórnie wiem jaka jest na to metoda. Wiadomo - do około siódmego roku życia jestem dla niej niekwestionowanym wzorem, jeśli chodzi o wygląd i zachowanie odpowiednie dla naszej płci. Dlatego pewnie pożegnam się ze swoimi długimi włosami, żeby i ją zachęcić. Zrobimy sobie dwa podobne boby i będzie fajnie:) Choć nie mam pewności, czy jak się obetnę, to czy Miśka nie powie mi, że nieładnie i że ona jednak nie chce. Bo o tym, że siądzie na fotelu jako pierwsza, to mogę tylko pomarzyć!

No dobra, ale do sedna.

Często kiedy ją czeszę, słyszę ałaaałłaaa, au boli, aaaaaa nie ciągnij i piski jeszcze są. Stresuje mnie to i wkurza, bo przecież nie chcę zadawać bólu mojemu własnemu dziecku... No ale jej wola obcięcia włosów - jak wyżej i metody ułatwiające rozczesywanie - jak wyżej. Wówczas ciśnie mi się na usta, oj ciśnie staropolskie, a może nawet starożytne porzekadło:

"Żeby być piękną, TRZEBA CIERPIEĆ". Czasem się boję, że któregoś razu mi się to wymsknie.

I dociera do mnie, jakie to jest przearcyniemądre sformułowanie. I jak wiele razy słyszałam je w swoim życiu. Ty też? Że niby taki żarcik... Obawiam się, że jako mała dziewczynka brałam to dość dosłownie.

I o ile w kwestiach kosmetycznych nie brzmi to aż tak groźnie (chociaż też! niektóre zabiegi kosmetyczne to zwykła tortura...), pomyślmy co ten komunikat może powodować, w głębszych przekonaniach dorosłej kobiety, która słyszała owe przysłowie od chwili, gdy z jej włosów dało się zrobić pierwszą kitkę.

Przyjdzie dzień, gdy spotyka TEGO JEDYNEGO i będzie chciała być dla niego niego TĄ JEDYNĄ i PIĘKNĄ. No? to co wtedy trzeba, jeśli chce się być piękną? ........![uzupełnij brakujące słowo]

Diety, drakońskie ćwiczenia, natrętna pogoń za trendami w modzie, kosmetologii, medycynie estetycznej.  Cierpieniem związanym z pięknem mogą być kompleksy i niewielka pewność siebie. A za tym może iść zgoda na krzywdzące traktowanie ze strony płci przeciwnej, bo skoro uznał mnie za piękną, to mi wystarczy i godzę się na wszystko, nawet na to żeby cierpieć.

Długo by jeszcze wymieniać te konsekwencje.

A prawda jest taka, że jesteśmy piękne tak po prostu, bez wielkiego wysiłku. Jeśli tylko zabiegi pielęgnacyjne stosujemy głównie na nasze wnętrze! Wtedy także dbanie o to, co na zewnątrz przychodzi naturalnie, na spokojnie:)










ps. tekst na całkiem podobny temat, bo o ciąganiu dziewczynek za warkoczyki i tłumaczeniu im, że to z sympatii przeczytasz tu:

jednak podzielę włos na czworo


Miłego dnia!
:D






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi