Przejdź do głównej zawartości

Dzień Ojca

Wikipiedia: święto "w Polsce obchodzone corocznie 23 czerwca od roku 1965".

Serio? czy tyko w mojej okolicy się go nie obchodziło, czy tak ogólnie było? ogólnopolski zwyczaj nieświętowania dnia taty? No nie przypominam sobie laurek i przedstawień.

W każdym razie współcześnie pamiętamy o tatkach. Są obecni. Duchem i ciałem uczestniczą we wzrastaniu swoich dzieci. Z oddaniem i szczerą miłością.

Wczoraj po sieci krążyły różne treści na temat ojców. Różne budziły we mnie emocje. Myślę, że niełatwo mężczyznom się w tej roli odnaleźć. Dziś my kobiety jesteśmy narratorkami ich ojcostwa. A co prawdziwie drzemie w ich sercu?

Jestem mamą córki, o relacji dziewczynka - tata wiem więcej. Obszar relacji syn-ojciec jest mi mniej znany.

Dziś mam malutko czasu, bo za chwilę wyruszam na długo wyczekiwany weekend z przyjaciółmi, bez Misi i Męża:) a temat ogromny.

Niech mówią obrazy:)



po więcej kliknij tu: tata_ksiezniczka

 A tu nieco inny klimat:

pisałam kiedyś o nose frida, to jest właśnie to:)





po więcej kliknij tu: tata nasz codzienny

O roli taty znalazłam też kiedyś taki artykuł. Polecam córkom (więc nam wszystkim kobietom), mamom córek i ojcom:

"Wprowadzaj w wielki świat
Mama jest od tego, co bliskie, domowe, znane. Tata ? od tego, co odleglejsze i groźniejsze. Stereotyp? Niekoniecznie. Przez bliski, dobry kontakt z tatą mała dziewczynka dostaje komunikat, że można oddzielić się od mamy i nie umrzeć. Relacja z tatą równoważy tę z mamą, a w przypadku córek ? chroni też przed pokusą zlepienia się z matką w niezdrową diadę. W przyszłości da to córce poczucie, że jest niezależnym i samodzielnym człowiekiem, i pozwoli łatwiej wyfrunąć z gniazda ku dorosłości"

ciąg dalszy kliknij tu: naucz ją pewności siebie

I na koniec:) tata dla syna:)



po więcej kliknij tu: jego syn uwielbiał lego

lecę się pakować:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi