Przejdź do głównej zawartości

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:)

W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje.

Dla mnie: horror!

W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie:

- Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili?
- Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne.

to jej (niebieska) perspektywa...
moja (nota bene zielona) jest taka:


znalezione tu: odraza źródło


dobrze, że o tej porze jesteś raczej po kolacji:)

EDIT:

jedna z moich drogich czytelniczek;) (pozdrawiam K.M) podesłała mi przed chwilą taki oto artykuł, który zupełnie mnie zaskoczył i szczerze się uśmiałam. Okazuje się, że zniechęcając do dłubania w nosie - szkodzę Misi zdrowiu!:) O ja matka niedouczona!

Dłubanie w nosie i zjadanie jego zawartości ma wpływ na zdrowie źródło: ONET.PL

Komentarze

  1. A ja lubię sobie czasem podłubać. A Wy?

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się zastanawiam, co się stanie za kilka lat, gdy Misia pójdzie do szkoły, a wpis trafi przypadkiem w ręce jej kolegów... Albo gdy za jakiś czas Misia sama go odkryje. Cieszę się, że dorastałam w czasach, w których nie było blogów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem taki punkt widzenia. Niemniej lęk o przyszłość dziecka nie jest treścią mojego macierzyństwa. Uczę też córkę zdrowego dystansu do siebie samej i umiejętności śmiania się z różnych zabawnych sytuacji z jej udziałem. Nigdy nie napisałabym czegoś co miałoby ją upokorzyć czy ośmieszyć. Temu, co piszę towarzyszy życzliwe rozbawienie i Misia mnie zna. Kiedy nauczy się czytać będzie stałą czytelniczką bloga, a nawet moderatorką, więc nie będzie miała co odkrywać, bo nic nie będzie ukryte. Jednak zdaję sobie sprawę z praw internetu. Dlatego nie ma tu jej imienia czy nazwiska, nie publikuję także jej zdjęć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Disneyem w płeć :)

Lubię bajki Disneya. No dobra - przyznam się - kocham bajki Disneya. Nie, te o księżniczkach nie bardzo. Ale te dzisiejsze, które tak pięknie potrafią mówić dzieciom o ich sile, o wartości odwagi, wierze we własne możliwości, o roli determinacji i wytrwałości w realizacji marzeń. Cenię je także dlatego, że mówią o tym dziewczynkom (coś mi się zdaje, że twórcy spod znaku Myszki Miki, próbują w ten sposób spłacić dług, za treści przekazane przez Kopciuszka i spółkę...*). Ten post nie będzie jednak manifestem feministycznym, bo ja siebie i Misię uczę, że człowiek, to najpierw... człowiek. Potem cała reszta. I jeśli chodzi o mnie koniec tematu. No ale świat w najróżniejszy sposób wysyła inne komunikaty. Czym Mi jest większa, tym wątków dystansujących (nie zaś pokazujących wartość, płynącą z naszej różnorodności) chłopców od dziewczynek pojawia się coraz więcej. Od problemu z różem i tiulowymi spódnicami (i całkiem poważnego wewnętrznego rozdarcia 5 - latki pt. "nosić czy nie......

3 radosne dialogi z Misią! Chodź po radość :)

Radośnie Cię witam! A jeśli z uwagi na poniedziałek nie jest Ci zbyt radośnie, to zaraz będzie! Mam dziś dla Ciebie rysunek Misi, który wykonała jesienią i który jest jednym z moich ulubionych. Między innymi dlatego, że rozpoczął nowy etap w rysowaniu jej pasji rysowania. Po prostu włączyła sobie stop w trakcie bajki i postanowiła namalować modela Jojo, zerkając na ekran monitora :) :) :) I jeszcze 3 scenki rodzajowe nasze rodzinne: Z (dużymi) butami się do serca nie wchodzi Sobotni poranek, Misia zaczyna serduszkową licytację (WOŚP czy co?;)): - Mamo! kocham Cię całym sercem! Zerkam na męża i mówię: - Eeeej chyba dzielimy to serce pół na pół z tatą. - TAAAK - tato Ciebie kocham baaaardzo mocno, jesteś moim skarbem, ale mama troszkę większym... My: - ??? - próbujemy zrozumieć jak to sobie wylogikowała (autorskie określenie Mi). - No... bo ty tato masz większy... yyy... (szuka, szuka argumentu, bo ja mam raczej większy rozmiar od męża we wszystki...

Lady Octopus

Kilka dni temu - moja kuchnia - góra naczyń. W zasadzie stałam przed alternatywą: zaparzenie herbaty w plastikowym pojemniku curvera  i smarowanie chleba drewnianą łyżką, albo pozmywaniem. Wybrałam tą drugą opcję i czekałam na dogodny moment, czyli przynajmniej godzinny sen Misi. Nie dało się - był to typowy dzień pod tytułem "przytul mnie mamo". Zatem postanowiłam wypróbować chustę. Mi była zachwycona. Zaskoczyło mnie to, że zasnęła słodko przytulona do mnie mimo, że dynamicznie ruszałam rękoma, jak to przy zmywaniu. Poczułam się bardzo pierwotnie - domowe obowiązki z dzidziusiem przy sercu:)  Swoją drogą polecam film "Bobasy" - bardzo ładny dokument o 4 stylach wychowania malucha do roku. Mnie wiele zaskoczyło, a moim faworytem jest Panjao z Namibii. On całe swoje dzieciństwo jest naprawdę BEZ PRZERWY blisko mamy:) Film dla przyszłych i obecnych mam oraz osób fascynujących się różnicami kulturowymi. Czekam na Wasze wrażenia i zachęcam do komen...