Przejdź do głównej zawartości

jestem mamą... na zawsze od teraz:)


"Po narodzinach Sary mama i babcia wpadły w zachwyt, ja jednak nie podzielałam ich entuzjazmu. Pamiętam, jak spoglądając na córeczkę, myślałam: "Ojej, ona jest cała czerwona i pomarszczona" (...) Niania [tak autorka mówiła na swoją babcię] powiedziała mi wówczas: "Zaczęła się twoja misja miłości, Tracy. Będziesz matką do chwili, w której wydasz ostatnie tchnienie".

Tracy Hogg, Język niemowląt, s.198

:)

Komentarze

  1. Jako mąż świeżo upieczonej mamy chciałby podzielić się cytatem, do którego wiedziony własnym, domowym doświadczeniem, mógłbym dopisać trzeci akapit z kolejnym przykładem :)

    "J.K. Rowling zaczęła pisać książki o Harrym Potterze po narodzinach syna, a kolejne tomy dedykowała swojej nowo narodzonej córce. Twierdzi, że macierzyństwo inspiruje. Ktoś mógłby uznać, że matka, która pisze opowiadania o magii snuje podobne opowieści o siłach nadprzyrodzonych, gdy kładzie dzieci do łóżka. J.K. Rowling twierdzi jednak, że nie wierzy w czary, a jedynie w dogmaty religijne. Nie wiem, jak sprawnie funkcjonuje jej gospodarstwo domowe, ale wygląda na to, że Rowling ma prawdziwy talen do łączenia macierzyństwa z pisaniem.
    I jest także Toni Morison, która sama wychowała dwóch synów. Przez wiele lat nie mogła pisać w ciągu dnia, a jej spotkania z długopisem i papierem odbywały się wyłącznie późną nocą, gdy dzieci mocno spały. Chociaż życie Morrison nie było usłane różami, auytorka uważa, że czerpała natchnienie z każdego gorzkiego doświadczenia".

    ...

    Elif Safak, "Czarne mleko", s. 66.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Minimediacje - każdy konflikt ma wiele rozwiązań!

Jesteś rodzicem. Kochasz swoje dziecko, przytulasz, objaśniasz mu świat. Dbasz o zaspokajanie wszelakich potrzeb . Uczysz norm, wprowadzasz w zawiłe tajniki budowania relacji. Uczysz szacunku do siebie i innych. A potem szkrab jest większy i większy. Zaczyna mieć swoje zdanie. Nie zgadza się z Tobą. Chce decydować. Rozkwita jego autonomia, sprawczość, kreatywność. Mocno zaznacza swoje miejsce w świecie. W naturalny sposób, potrafi dbać o swoje prawa. I o to chodziło, prawda? Tak. Niemniej z Twojej perspektywy jest trudniej. Dziecko nie chce robić tego, co mu proponujesz, nie słucha, podważa, nie podąża, kłóci się. No i jeśli nie stosujesz kar i nagród, nie krzyczysz, a wszystko załatwiasz cierpliwymi rozmowami, okazuje się, że nie masz narzędzi, żeby je zmotywować do współpracy TU I TERAZ .  Twoje mega kreatywne propozycje rozwiązywania konfliktów i kwestii spornych - zdają się na absolutne NIC. Zero. Długie rozmowy nie dają efektu. Dziecko nieustannie nie chce się spieszyć, sp

zielono mi...

Misi od czasu do czasu zdarza się zjadać babole. Tak właśnie - zielone babole. Temat wałkujemy na różne sposoby. Moje wywody o aspektach zdrowotnych, estetycznych i społecznych dają umiarkowane skutki. Sugestie, że jeśli już coś wydłubie, może wytrzeć to w chusteczkę, wykłady o higienie i moje wyznania, że mnie to po prostu po ludzku brzydzi - nie robią wrażenia. Długoterminowe ignorowanie zjawiska też nie działa. Miśka ma to wszystko najwyraźniej w... nosie:) W sumie jakiś czas po rozmowie jest lepiej, ale jedzenie gili wraca z każdym sezonem na infekcje. Dla mnie: horror! W zeszłym tygodniu tak sobie wieczorem leżałyśmy, rozmawiałyśmy o życiu i nagle paluszek córki bezwiednie powędrował do noska, wygrzebał przekąskę, która została w mgnieniu oka zjedzona. Bleeeh -pomyślałam, fuuuj - pomyślałam i pełna niemocy zadałam pytanie: - Słonko, czy to naprawdę jest fajne, to zjadanie gili? - Mamo - mówi  pełna zachwytu - one są taaaaakie smaaaaaczne. to jej (niebieska) perspektywa.

Tą frajdę pokocha każde dziecko - kuchnia błotna DYI

Jedziemy na działkę do B. Misia zawodzi, że nie chce, że nuda, że nie ma tam dzieci, a warzywa i owoce jeszcze nie rosną. No i na basen za zimno. Nie dziwię się jej zbytnio, bo grill (którego i tak nie zje - co do tego nie mam wątpliwości ;)) i spokojne przesiadywanie pod jabłonką - dla sześciolatki wieją nudą na kilometr. Niemniej przyszedł mi do głowy spontaniczny pomysł. W zeszłym roku na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej w Poznaniu poznałam patent na świetną zabawę na świeżym powietrzu - kuchnię błotną. Dotarliśmy na miejsce. Wytargałam z działkowego domku starą kuchnię gazową, której nikt już nie używa. Poprosiłyśmy B. o stare garnuszki, sztućce, dodałyśmy plastikowe zabawki, wąż z wodą i piasek. Misia, jak ręką odjął, przestała marudzić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaczęła przygotowywać wszystko z pełnym zaangażowaniem. Uwierzcie mi - zabawa jest przednia - potwierdzam! Sama ugotowałam zupę bukszpanowo-błotno-niezapominajkową :) Zamiast rozpi