Ten pierwszy tytuł posta wymyślił mój Mąż, miłośnik podwójnego dna językowego, naczelny ironista naszej rodziny, wyłapywacz słownych gierek i smaczków. Czasem myślę, że jego umysł to pojemnik z rozsypanym wewnątrz alfabetem. Wystarczy mentalnie pomieszać i już poprzez usta wypada coś bardzo intrygującego. I chociaż lubię pracę, którą teraz wykonuje, to myślę, że w pełni sprawdzałby się jako np. copywriter. Ma ktoś wolny wakat?:)
Ale w sumie to nie o tym. Wczoraj na spacerku rozczuliły mnie dwa dzieciaczki. Wiek około 9-11 lat, chłopiec i dziewczynka. Wychodzą z marketu, dumnie niosą przed sobą otwartą paczkę z chipsami, której zawartość pieczołowicie zajadają. I nagle dziewczynka mówi: "A wiesz? od chipsów można się uzależnić... naprawdę!"
"Nie no - myślę sobie - skoro od chipsów można się uzależnić, to moje uzależnienie od córeczki zostało w pełni uprawomocnione!"
Z każdym dniem mojego macierzyństwa coraz lepiej rozumiem zasadność występowania syndromu opuszczonego gniazda. Co nie znaczy, że uważam, iż matki mają prawo w związku z tym wyfruwaniem robić dzieciom trudności.
Kiedy Misia leży w łóżeczku lub na kocyku i spokojnie, a zarazem radośnie obserwuje swoje zabawki, a ja mam przemożną chęć wzięcia jej na ręce i przytulania (bo przecież szczęśliwsza będzie u mamy (lub taty), niż tam gdzie jest aktualnie), Jarek uspakaja mnie i mówi: "Żonko -dajesz jej teraz jeden z najpiękniejszych prezentów na przyszłość - SAMODZIELNOŚĆ"
Kiedy Misia leży w łóżeczku lub na kocyku i spokojnie, a zarazem radośnie obserwuje swoje zabawki, a ja mam przemożną chęć wzięcia jej na ręce i przytulania (bo przecież szczęśliwsza będzie u mamy (lub taty), niż tam gdzie jest aktualnie), Jarek uspakaja mnie i mówi: "Żonko -dajesz jej teraz jeden z najpiękniejszych prezentów na przyszłość - SAMODZIELNOŚĆ"
Także dla dobra dziecka muszę pokonać mój MISIAHOLIZM, chociaż cieszę się, że ta terapia potrwa jeszcze ze dwie dekady:)
Komentarze
Prześlij komentarz