Wierzę w świat bez przemocy.
Jedyne czego od nas taki świat wymaga to dialogu, prawdy i empatii.
To tak niewiele. I takie dostępne. Eh.
Uczę moją córkę, że z ludźmi nie trzeba rywalizować. Że każdy ma w sobie szczerozłote serce, a jeśli go nie okazuje, to być może zapomniał o tym. Przedstawiam wartość współpracy. Nie wywieram presji, że coś musi, bo inni to robią. Rozmawiamy, gdy razem widzimy, że ktoś kogoś źle potraktował. Nauczyłam ją prawdy. Tylko raz mnie okłamała. Sama tego nie robię wobec niej. Pokazuję też, że warto dbać o swoje potrzeby, ale nie kosztem innych i na odwrót. Nie wciskam jej na siłę, że ludzie są tylko od tego, żeby sobie nawzajem pomagać. Ja uważam, że ludzie są od tego żeby być ze sobą, tworzyć relacje. Wspieranie jest jedną z form bycia razem z tysiąca możliwych (ale o tym napiszę innym razem:)).
Pokazuję Misi, że życie to nie tylko wyścig z najlepszymi, obrona przed silniejszymi i pomaganie słabszym (przecież to brzmi jak pole bitwy...).
Że pomiędzy tymi postawami jest cały ocean sposobów na istnienie w świecie i wyrażanie siebie, tak jak nam w duszy gra.
Czasem słyszę, że Mi będzie miała w życiu ciężko, bo lajf is brutal. Że trzymam ją pod kloszem. Że sobie nie poradzi, że nie pozna twardych zasad. Ale ja się nie przejmuję. Wierzę, że będzie tak zbudowana mocą (wystarczająco dobrej) rodzicielskiej miłości, że nic jej nie złamie. Moją rolą jest dbać o to, żeby chciała być wrażliwa i szlachetna, szczodra i mądra, by widziała w tym siłę i czerpała z tego poczucie własnej wartości. Żeby nie bała się upadków, ale żeby umiała po nich znaleźć balans między zaradnością a bezradnością.
Nie boję się, że ze swoimi wartościami będzie musiała wycofywać się w kąt i drżeć przed silniejszymi. Wierzę, że dostanie w domu takie podstawy, że nie tylko nie ulegnie naciskom rówieśników, ale może nawet będzie miała odwagę wyznaczać trendy w grupie (jeśli będzie chciała). Opartych o empatię, zrozumienie i poczucie własnej siły. Poczucie siebie. Radosnej, pięknej, osoby o bogatym wnętrzu i odwadze płynącej z serca pełnego miłości i przyjaźni do drugiego człowieka i do siebie samej. Nie wiem jakimi środkami i w jaki sposób będzie to robić. To już będą jej pomysły. To będzie jej życie.
Oczywiście dozuję jej informacje o tym, że jako ludzie potrafimy być okrutni, że kłamiemy, że ranimy, że stosujemy przemoc. Pokazuję swoje błędy, bo przecież je popełniam. Widzimy czasem coś na ulicy. Rozmawiamy. Ale wszystko stosownie do wieku. Bo chcę żeby moje dziecko czuło strach, tam gdzie to rzeczywiście potrzebne, a nie lęk, związany z tym co nasza psychika może sobie wyobrazić.
Wierzę, że są też inni rodzice, którzy myślą tak jak ja.
Jesteście tam prawda?
:)
Dziś nie boję się myśleć, pisać, mówić, że wierzę w dobre serce mojego dziecka. Że widzę sens w tym co robię jako rodzic. Że czasem jestem z siebie dumna! Jeśli wiele razy proponuję Misi jakąś wartość i po tygodniach, miesiącach widzę, że zadziałało - cieszę się! To mój sukces. I jej:) Umiem przyznać się do rodzicielskich porażek, ale potrafię też powiedzieć - robię coś dobrze! Pamiętaj o tym i rób tak samo! To nie jest popularne w tej szerokości i długości geograficznej:) Jeśli nie masz komu się pochwalić - napisz do mnie maila:)
Nie zgadzam się czasem, że tak a nie inaczej funkcjonuje nasze społeczeństwo, edukacja, rodziny. I nie wierzę tym, którzy mówią, że teraz na świecie jest ok. I że lepiej być nie może. Może.
Nie lubię też sformułowań: "jest jak jest, cóż... - ale... dostosujmy się do tego".
No i moje ulubione: "w dzisiejszych czasach trudno odkryć, które wartości są dobre, w którym kierunku zmierzać, do czego się odnieść?" Sru-tu-tu-tu... ja tego nie kupuję!:) poszukaj ścieżkę, a znajdziesz!:)
I możesz w to wierzyć lub nie, ale był taki etap w moim macierzyństwie kiedy myślałam, że jestem najgorszą matką na świecie, i że za to zasługuję na wszystko co najgorsze...
Prawie w to uwierzyłam. Ale podniosłam się i dziś mam odważne serce. Cenię dialog, prawdę i empatię.
Wierzę w świat bez przemocy.
:)
Jedyne czego od nas taki świat wymaga to dialogu, prawdy i empatii.
To tak niewiele. I takie dostępne. Eh.
Uczę moją córkę, że z ludźmi nie trzeba rywalizować. Że każdy ma w sobie szczerozłote serce, a jeśli go nie okazuje, to być może zapomniał o tym. Przedstawiam wartość współpracy. Nie wywieram presji, że coś musi, bo inni to robią. Rozmawiamy, gdy razem widzimy, że ktoś kogoś źle potraktował. Nauczyłam ją prawdy. Tylko raz mnie okłamała. Sama tego nie robię wobec niej. Pokazuję też, że warto dbać o swoje potrzeby, ale nie kosztem innych i na odwrót. Nie wciskam jej na siłę, że ludzie są tylko od tego, żeby sobie nawzajem pomagać. Ja uważam, że ludzie są od tego żeby być ze sobą, tworzyć relacje. Wspieranie jest jedną z form bycia razem z tysiąca możliwych (ale o tym napiszę innym razem:)).
Pokazuję Misi, że życie to nie tylko wyścig z najlepszymi, obrona przed silniejszymi i pomaganie słabszym (przecież to brzmi jak pole bitwy...).
Że pomiędzy tymi postawami jest cały ocean sposobów na istnienie w świecie i wyrażanie siebie, tak jak nam w duszy gra.
Czasem słyszę, że Mi będzie miała w życiu ciężko, bo lajf is brutal. Że trzymam ją pod kloszem. Że sobie nie poradzi, że nie pozna twardych zasad. Ale ja się nie przejmuję. Wierzę, że będzie tak zbudowana mocą (wystarczająco dobrej) rodzicielskiej miłości, że nic jej nie złamie. Moją rolą jest dbać o to, żeby chciała być wrażliwa i szlachetna, szczodra i mądra, by widziała w tym siłę i czerpała z tego poczucie własnej wartości. Żeby nie bała się upadków, ale żeby umiała po nich znaleźć balans między zaradnością a bezradnością.
Nie boję się, że ze swoimi wartościami będzie musiała wycofywać się w kąt i drżeć przed silniejszymi. Wierzę, że dostanie w domu takie podstawy, że nie tylko nie ulegnie naciskom rówieśników, ale może nawet będzie miała odwagę wyznaczać trendy w grupie (jeśli będzie chciała). Opartych o empatię, zrozumienie i poczucie własnej siły. Poczucie siebie. Radosnej, pięknej, osoby o bogatym wnętrzu i odwadze płynącej z serca pełnego miłości i przyjaźni do drugiego człowieka i do siebie samej. Nie wiem jakimi środkami i w jaki sposób będzie to robić. To już będą jej pomysły. To będzie jej życie.
Oczywiście dozuję jej informacje o tym, że jako ludzie potrafimy być okrutni, że kłamiemy, że ranimy, że stosujemy przemoc. Pokazuję swoje błędy, bo przecież je popełniam. Widzimy czasem coś na ulicy. Rozmawiamy. Ale wszystko stosownie do wieku. Bo chcę żeby moje dziecko czuło strach, tam gdzie to rzeczywiście potrzebne, a nie lęk, związany z tym co nasza psychika może sobie wyobrazić.
Wierzę, że są też inni rodzice, którzy myślą tak jak ja.
Jesteście tam prawda?
:)
Dziś nie boję się myśleć, pisać, mówić, że wierzę w dobre serce mojego dziecka. Że widzę sens w tym co robię jako rodzic. Że czasem jestem z siebie dumna! Jeśli wiele razy proponuję Misi jakąś wartość i po tygodniach, miesiącach widzę, że zadziałało - cieszę się! To mój sukces. I jej:) Umiem przyznać się do rodzicielskich porażek, ale potrafię też powiedzieć - robię coś dobrze! Pamiętaj o tym i rób tak samo! To nie jest popularne w tej szerokości i długości geograficznej:) Jeśli nie masz komu się pochwalić - napisz do mnie maila:)
Nie zgadzam się czasem, że tak a nie inaczej funkcjonuje nasze społeczeństwo, edukacja, rodziny. I nie wierzę tym, którzy mówią, że teraz na świecie jest ok. I że lepiej być nie może. Może.
Nie lubię też sformułowań: "jest jak jest, cóż... - ale... dostosujmy się do tego".
No i moje ulubione: "w dzisiejszych czasach trudno odkryć, które wartości są dobre, w którym kierunku zmierzać, do czego się odnieść?" Sru-tu-tu-tu... ja tego nie kupuję!:) poszukaj ścieżkę, a znajdziesz!:)
I możesz w to wierzyć lub nie, ale był taki etap w moim macierzyństwie kiedy myślałam, że jestem najgorszą matką na świecie, i że za to zasługuję na wszystko co najgorsze...
Prawie w to uwierzyłam. Ale podniosłam się i dziś mam odważne serce. Cenię dialog, prawdę i empatię.
Wierzę w świat bez przemocy.
:)
Komentarze
Prześlij komentarz